Strona główna > Materiały > II WOJNA ŚWIATOWA > "Nikt nie będzie pytał zwycięzcy, czy mówi prawdę”
Wojna w 1939 r.dla wielu ludzi była zaskoczeniem, a przecież mieszkali nad granicą, stykali się z Niemcami, byli znajomymi czy sąsiadami przez wiele lat ...
Wierzyli jednak w Polskę, w jej siłę i w to, ze Niemcy się nie odważą. Mnie optymistyczni byli strażnicy graniczni i celnicy. Oni rozpoznawali zamiary Niemców z granicznej perspektywy. Ta pozwoliła realnie ocenić nadchodzącą wojnę, tym bardziej, iż „sąsiedzi za miedzy” nie kryli się z protestami przeciwko granicy wersalskiej. Pierwsze sygnały o roszczeniach niemieckich wobec Polski z 1938 r. spowodowały konsolidację i zjednoczenie narodowe wobec ewentualnej agresji na Polskę. Miasto jak i region zamieszkany był przez liczną grupę ludzi narodowości niemieckiej, co dodatkowo przejawiało się w jednoznacznej decyzji obrony Pomorza przez ludność pochodzenia polskiego. Szczególne wyrazy sympatii i wiary wiązały mieszkańców miasta z garnizonem chojnickim – I batalionem strzelców.
Nie podobało się to ludności pochodzenia niemieckiego, która robiła wszystko, aby osłabić ducha oporu, a przy tym jątrzyć i skłócić ludność polską. W lecie 1939 r. członkowie organizacji niemieckich byli szczególnie aktywni, zarówno w mieście, jak i w powiecie, a spotkać ich nawet można było w rejonie koncentracji wojsk polskich. W ciągu kilku miesięcy poprzedzających wybuch wojny, liczna rzesza ludności polskiej opuściła ziemię chojnicką, udając się w głąb kraju, licząc, że Niemcy tam nie dotrą. 1 września 1939 r. Hitler rzucił hasło „Die polnische Pest muss ausgerottet werben (Polska musi być wytępiona). Ruszyła hitlerowska machina wojenna nie omijając Chojnic, tym bardziej, iż Niemcy twierdzili, ze stare niemieckie miasto Konitz, które było pod administracją polską wystarczająco długo czekało na „wolność”.
„Wir danken unserm Führer!”
Zbigniew Steinke opublikował w „Zeszytach chojnickich” nr 3 (17) z 1999 r. m.in. list mieszkanki Chojnic – Niemki, datowany 2 września 1939 r., którego fragmenty warto zacytować.
„Dziękujemy naszemu wodzowi”
Takimi słowami kończy swój kilkustronicowy list pisany przed 69 laty. Zakładając, iż jego treść jest wiarygodna i autentyczna, rozpatrzmy niektóre dobitniejsze fragmenty lub zdania, by zrozumieć drugą stronę ówczesnego konfliktu. Pisząca odwołuje się w pierwszych zdaniach do Boga sprawiedliwego, rządzącego światem surowo, ale sprawiedliwie. Tenże Bóg „nie dopuści, by źli ciemiężyli dobrych”, tymi dobrymi to oczywiste, są (byli) przecież Niemcy! Oni to, idąc tokiem myśli autorki, nie są winni wybuchu tej wojny i całego zła, które takie wydarzenie przynosi. Nie bez satysfakcji piszącej brzmi zdanie o odczuciach ich wrogów, u których, „panowała niewymierna wściekłość albo głęboki żal”. Uzupełnia to współczującą wzmianką, iż „pewna Polka, która tutaj pozostała sama, bo wszyscy inni pouciekali”, płacze o swoich dwóch synów, uczestniczących w toczących się walkach. Jest i w omawianym tekście uwaga o efektach toczonej wojny. Zdaniem relacjonującej – „Polacy mieli mieć 40 zabitych, a Niemcy tylko dwóch”.
Nie można się dziwić, że końcówka listu zawiera słowo o szczerej radości piszącej, bo „my jesteśmy znowu Niemcami, Niemcami i możemy to głośno powiedzieć!” Inne fragmenty listu, o zniszczeniach w centrum, posterunku obserwacyjnym na kościele farnym czy o wysadzeniu w powietrze mostu kolejowego, pozostawiamy bez komentarza, bo ten nie jest tu konieczny. Nie dziwi także fakt, iż przed podpisaniem listu - Paul – Luise u. Anneliese – widnieje czołobitne i jednoznaczne „Heil Hitler”, poprzedzone słowami tytułu tego rozdziału. Pisząca była niewątpliwie całkowicie przekonana, iż racje Führera, sprawcy wybuchu wojny, są absolutnie zasadne i żaden Niemiec czy Niemka nie ma żadnych podstaw, by je kwestionować. Dla minimalnego chociażby, ale niezbędnego w tym miejscu odniesienia się do kontekstu listu, ściślej tezy „iż Niemcy nie mogli być tu w Chojnicach Niemcami”, odnotujmy nazwy organizacji społecznych i zawodowych, jakie posiadała mniejszość przed 1939 r.
Książka adresowa z 1937 r. wymienia je w następującej kolejności: Deutscher Verein Junge u. Mädel (Niemiecki Związek Młodzieży Męskiej i Żeńskiej), Deutsche Vereinigung (Związek Niemiecki), Jungdeutsche Partei (Partia Niemieckiej Młodzieży), Landesverband Deutscher Lehrerinen u. in Polen (Krajowy Związek Niemieckich Nauczycieli i Nauczycielek w Polsce), Männergesangverein (Towarzystwo Śpiewacze), Verband Deutscher Katholiken (Związek Niemieckich Katolików). Jak na liczącą w tymże 1937 r., społeczność 1946 osób (przy liczebności ludności polskiej -14 203 mieszkańców), ten stopień zorganizowania (aktywności) nie był wcale mały. Dobrowolne i liczne zaangażowanie się miejscowych Niemców w akcjach zagłady było dla mieszkańców Chojnic zaskoczeniem. Ze zdziwieniem dostrzegano w szeregach SS i SA Niemców, którzy do niedawna pozostawali w „przyjaźni” z Polakami.
Zemsta wyznacznikiem terroru
Hitler na kilka dni przed napaścią na Polskę na tajnej naradzie przywódców wojskowych w Oberzalzbergu rozkazał: „Na pierwszym planie jest zniszczenie Polski. Cel wojny nie polega na dojściu do określonej linii, lecz na fizycznym zniszczeniu przeciwnika. Zamknijcie serca na współczucie i postępujcie brutalnie. Bądźcie surowi i bezwzględni! Nawet gdyby wybuchła wojna na Zachodzie, zniszczenie Polski musi być celem zasadniczym. Dam propagandzie jakiś powód dla usprawiedliwienia wybuchu wojny, mniejsza o to, wiarygodny czy nie. Nikt nie będzie pytał zwycięzcy, czy mówi prawdę”.We wczesnych godzinach rannych w piątek (Hitler uważał ten dzień za szczęśliwy, zgodnie z przepowiedniami astrologów), 1 września 1939 roku uderzyły na Polskę dwie grupy wojsk niemieckich przy wsparciu lotnictwa i marynarki. W ślad za jednostkami Wehrmachtu wkroczyły grupy operacyjne policji i bezpieczeństwa. Grupy te w ramach tzw. „Operacji Dannenberg” zwalczały wszelkie przejawy oporu ludności w stosunku do niemieckich władz. Były one gorliwie wspomagane przez miejscowych Niemców, już wcześniej osiadłych na naszej ziemi.
Zrzeszeni w zbrodniczej organizacji paramilitarnej Selbstschutz (Samoobrona) na podstawie już uprzednio przygotowanych list polskich działaczy politycznych, społecznych i inteligencji prowadziły również akcję zapobiegawczą przez mordowanie i ekspediowanie do obozów zagłady. Dobrowolne i liczne zaangażowanie się miejscowych Niemców w akcjach zagłady było dla mieszkańców Chojnic zaskoczeniem. Ze zdziwieniem dostrzegano w szeregach SS i SA Niemców, którzy do niedawna pozostawali w „przyjaźni” z Polakami. Głośne było aresztowanie Jana Kaletty w sali restauracji hotelu „Dworcowy” (dzisiejsza Polonia) przez jego dotychczasowego niemieckiego przyjaciela Nehringa za odezwanie się przed wojną do kelnera w tej samej sali: „Proszę podać mi śledzia, ale tak tłustego jak Herman Goering”. Wielu Niemców wykorzystało to jako możliwość wzięcia odwetu, czasem przyczyną zbrodni była chęć zagarnięcia mienia polskiego.
Chojniccy członkowie Selbstschutzu zapytani o los aresztowanych tonem cynicznym odpowiadali, że aresztowani przez nich Polacy wysłani zostali do Rzeszy, dodając w zaufaniu, że do Himmelreichu, czyli do nieba, lub przyznawali otwarcie że ich ofiary zostały „umgelegt” – strąceni z nóg. W aktach osób straconych odnaleźć można także taką adnotację „kalte fusse” – zimne nogi. Na mocy rozporządzenia Hitlera z dnia 6 października 1939 roku zachodnie ziemie polskie zostały wcielone do Rzeszy Niemieckiej. Powiat chojnicki znalazł się w granicach okręgu Rzeszy Gdańsk – Prusy Zachodnie. Absolutną władze na tym terenie pełnił namiestnik Rzeszy Albert Forster, który był jednocześnie zwierzchnikiem miejscowej partii narodowosocjalistycznej – NSDAP. Gauleiter Forster i jego poplecznicy z całą gorliwością i sumiennością wprowadzali w czyn hasło swojego wodza Hitlera, które wielokrotnie podkreślał w swoim programowym dziele "Mein Kampf" – "zniszczenie pamiątek narodowych jest wstępem do całkowitego zniszczenia narodu".
Nic dziwnego, że hitlerowcy po zagarnięciu naszych ziem przystąpili do całkowitego ataku na wszystkie ślady polskiej przeszłości. Nie tylko usunięto wszelkie napisy w języku polskim z miejsc publicznych – zabytków historycznych, przydrożnych kapliczek, grobów cmentarnych itd., ale przystąpili do likwidacji polskiego słowa drukowanego z bibliotek publicznych, szkolnych, parafialnych i prywatnych. Hitlerowski organ prasowy „Deutsche Rundschau” z dnia 9 lutego 1940 roku tak pisał o ostatniej zbiórce polskich książek i czasopism w Chojnicach – „Na terenie Ortsgruppy północ i południe /miasta Chojnic/ zebrano 13.586 kg literatury polskiej. Zarządzenie zbiórki polskiego słowa drukowanego witali Volksdeutsche z entuzjazmem, że w nielitościwy sposób dokonano likwidacje polskiego piśmiennictwa”. Ostatnia zbiórka książek i czasopism polskich na terenie miasta Chojnic przeprowadzona została z taką skrupulatnością że zbierano nawet makulaturę z ustępów.
Wszystkie podstawowe zarządzenia władz niemieckich zmierzały do zepchnięcia Polaków na margines życia publicznego. Na początku rozwiązano wszelkie polskie stowarzyszenia i organizacje, a ich majątek przekazany został organizacjom hitlerowskim. W miejsce polskich szkół uruchomione zostały jedynie szkoły z niemieckim językiem nauczania. Wprowadzono generalny zakaz używania języka polskiego. Dzieci polskie karano chłostą za porozumiewanie się na terenie szkoły w języku ojczystym. Wspomina Zbigniew Stromski:
Z tych lat utkwiły mi w pamięci sylwetki nauczycieli, którzy wyróżniali się szczególnie sadystycznym stosunkiem do polskich dzieci, jak nauczyciel o nazwisku Fischer, średniego wzrostu, szczupłej budowy ciała, podobny do Goebelsa, szefa hitlerowskiej propagandy; łysawy nauczyciel o nazwisku Hagen, korpulentnej budowy ciała i ogromnie krzykliwy, wyzywający nas wulgarnie: przeklęci Polacy, polskie świnie itp., i wreszcie człowiek wysokiego wzrostu i tęgiej budowy ciała z nerwowym tikiem twarzy, któremu chłostanie dzieci polskich nie przeszkadzało w kontynuowaniu gry na skrzypcach podczas zajęć lekcyjnych. Brutalność okupanta posuwała się do tego stopnia, że zagładzie podlegały nawet psy domowe będące własnością polskich rodzin. Jako dziewięcioletni chłopiec z okna mojego mieszkania byłem świadkiem egzekucji przez rozstrzelanie z krótkiej broni pieska, białego pudelka, na sąsiednim podwórku przy ul. Młyńskiej 21, którego właścicielem był kupiec Olachowski. Splugawili i niszczyli cmentarne nagrobki z napisami polskimi, a ślady tych poczynań dziś jeszcze można gdzie niegdzie odnaleźć. Tereny kikutów żydowskich zostały w Chojnicach zniwelowane. Zniszczony został pomnik króla Sobieskiego w chojnickim parku miejskim i tablica pamiątkowa z roku 1920 na Bramie Człuchowskiej. Stojące na widocznych miejscach kapliczki przydrożne i krzyże usunięte zostały na terenie całego powiatu. Zniszczone i rozgrabione zostały prawie wszystkie zbiory Muzeum Regionalnego.
Aby uzyskać obszerniejszy plac dla manifestacji brunatnych oddziałów SA, ówczesny landrat /starosta/ chojnicki Jaeger wydał rozporządzenie rozbiórki kościoła ewangelickiego na rynku. W grudniu 1939 roku i styczniu 1940 roku kościół został rozebrany. „Danziger Vorposten” z dnia 17 kwietnia 1940 roku pisał: „Po usunięciu kościoła ewangelickiego z roku 1748 rynek chojnicki przedstawia się poważnie”. W zamian za rozebrany kościół ewangelicki przekazano gminie ewangelickiej kościół gimnazjalny.
Katolikom pozostawiono kościół farny z surowym zakazem śpiewu, kazań, modłów i słuchania spowiedzi w języku polskim. W tej sytuacji odbywała się spowiedź św. absolutorium powszechne dla nie znających języka niemieckiego. Aresztowano ks. Proboszcza i dziekana Pawła Marchlewskiego, czterech księży wikarych, pozostawiając jedynie ks. Riebandta w charakterze administratora chojnickiej parafii. W wyniku działań wojennych, w lutym 1945 roku pastwą pożaru padła wieża i wnętrze zabytkowej fary chojnickiej z połowy XIV wieku. Również zniszczeniu uległ chełm południowej wieży i dach kościoła gimnazjalnego. W październiku 1939 roku zburzony został pomnik Serca Jezusa wzniesiony w 1935 roku i słup pamiątkowy św. Jerzego z 1820 roku, postawiony na miejscu dawnej kaplicy. W okresie działań wojennych zniszczeniu uległy kościoły w Silnie i Pawłowie, a uszkodzeniu kościół w Borzyszkowach.
Oprac. (red.) Z.S.