Strona główna > Materiały > II WOJNA ŚWIATOWA > Wrześniowe salwy ...
Po wysunięciu żądań terytorialnych wobec Polski w marcu 1939 r. wzrosło napięcie wśród społeczności polsko – niemieckiej. Szczególnie zaostrzył się stosunek do ludności niemieckiej.
Był on tak mocny, że na początku kwietnia miejscowi bezrobotni zgromadzeni przed chojnickim magistratem wznosili okrzyki: „że nie chcą pracy, ale chcą bić Niemców”. Kilka dni później 7 kwietnia ogłoszony został bojkot firm niemieckich. Narastająca niechęć i wrogość wobec Polski przenosiła się na określone zachowanie polskich Niemców.
1 września 1939 roku około godziny 4.30 dyżurny ruchu stacji Chojnice odebrał ze stacji kolejowej Wierzchowo Człuchowskie zgłoszenie, że wyjechał z tej stacji planowy pociąg pośpieszny nr 702 relacji Berlin – Królewiec. Polecił więc zwrotniczemu przygotowanie toru w kierunku Czerska i wyszedł na peron, ażeby przyjąć awizowany pociąg. Ku jego zaskoczeniu na peron wjechała drezyna pancerna i pomknęła w kierunku Czerska. Dalej wypadki potoczyły się błyskawicznie. Wjechał pociąg pancerny, z którego wyskakiwali żołnierze Wehrmachtu – w sile około dwóch plutonów. Niemcy bez trudu opanowali dworzec i rozpoczęli przeszukiwanie obiektów kolejowych, zabierając do niewoli napotykanych polskich żołnierzy, kolejarzy, osoby cywilne. Strzelali do tych, którzy próbowali ucieczki. Byli zabici i ranni. Wkrótce pociąg pancerny ruszył w kierunku Czerska. Nie zajechał daleko. Polscy saperzy wysadzili zaminowany wiadukt kolejowy za Chojnicami. Pociąg nie mając możliwości jazdy w zaplanowanym kierunku wrócił na stację i rozpoczął ostrzeliwanie miasta z dział i broni maszynowej. W międzyczasie walkę z desantem na dworcu nawiązała 1 kompania 1 BS.
Pomimo wsparcia z pociągu pancernego Niemcy znaleźli się w trudnej sytuacji. Dowódca postanowił zabrać desant do pociągu i wycofać się z pola rażenia. Nie było to proste, bowiem ogień polskich żołnierzy paraliżował ruchy nieprzyjaciela. Wtedy hitlerowcy zastosowali metodę walki często później stosowaną: zabrali z dworca jeńców wojennych i osoby cywilne i pod ich osłoną załadowali się do pociągu pancernego. Nie odjechali daleko, bowiem polscy artylerzyści celnym ogniem zniszczyli wieżę działową zabijając jednocześnie dowódcę. Odcięto również dalszą drogę, wysadzając most kolejowy nad szosą do Angowic. Zastępca dowódcy pociągu starając się osłabić ogień polskiej artylerii utrzymywał go w ciągłym ruchu. W pewnym momencie jeden z wagonów wjechał na zniszczony most i runął w dół. Pociąg pancerny został unieruchomiony stanowiąc dobry cel dla polskiej artylerii. Niebawem zaczął płonąć. Zmusiło to załogę do opuszczenia go i zajęcia stanowisk bojowych obok, gdzie broniła się do czasu nadejścia głównych sił niemieckich. Nie lepszy los spotkał drezynę pancerną: skierowana w Rytlu na boczny tor, zakończony odbojnikiem, została staranowana przez polski pociąg ewakuacyjny. Po krótkiej walce zginął jeden z żołnierzy niemieckich, pozostałych wzięto do niewoli. (W .Zybajło.)
Wspomina mieszkanka Chojnic. która w chwili wybuchu wojny miała 17 lat. – Nad ranem obudził mnie odgłos wybuchów, myślałam wraz z rodziną, że to burza w oddali, nie zdawaliśmy sobie sprawy, że rozpoczyna się wojna. Dopiero zdenerwowany ojciec przyniósł wiadomość, że to prawda. Nikt nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Dopiero grupy mieszkańców, opuszczających miasto mimo ostrzału, opowiadały po drodze o okropnościach i skutkach bombardowań. Nikt na początku nie dawał temu wiary. Mimo nalegań sąsiadów na opuszczenie domu, pozostaliśmy w Chojnicach, przesiadując dwa pierwsze dni września w piwnicy. Jedynie ojciec pojawiał się ze skąpymi informacjami. Potęgowały one grozę, a niemieccy dywersanci strach – stwierdza.
Mit o szarży
Około godziny 19. grupa manewrowa wojsk polskich znalazła się w lesie na północ od Krojant, w odległości 7 km od miejsca planowanej szarży. Straż przednia zauważyła luźno rozlokowane ugrupowanie piechoty niemieckiej. Zapadła decyzja o przystąpieniu do ataku. W momencie formowania dołączył płk. Mastalerz ze swoim pocztem. Zaskoczenie Niemców było ogromne. Po chwili pojawiły się wozy pancerne, które otworzyły ogień do szarżujących ułanów. Ratując się przed morderczym ostrzałem ułani wykonali zwrot, ukryli się za pobliskim wzniesieniem, a następnie wycofali za Brdę. Ocenia się, że w szarży wzięło udział ok.200 ułanów, z czego poległo 15, wśród nich dowódca pułku płk. Mastalerz. Rannych w potyczce zostało 30 żołnierzy. Nieprawdziwym jest również przekonanie, że celem były jednostki pancerne, ich atak był wtórny, a cel ułanów stanowiły oddziały niemieckiej piechoty.
Szarża pod Krojantami, widziana oczyma Niemców w tłumaczeniu na język Polski.
Już pierwszego dnia kampanii w Polsce XIX Korpus Armijny pod dowództwem generała Heinza Guderiana powinien był przebić Polski Korytarz i osiągnąć rzekę Brdę. Zmotoryzowana 20 Dywizja Piechoty (generał porucznik Mauritz von Wiktorin), która należała do tego korpusu, otrzymała za zadanie zdobycie na drodze do Brdy także węzła kolejowego Chojnice. Ta miejscowość została wzięta po zażartych walkach wczesnym popołudniem. Polskie oddziały, części 9 Dywizji Piechoty i Obrona Narodowa cofały się teraz powoli na północny - wschód , uporządkowane i walczące przed 20 DP (zmot.). Ponieważ jednak nie były zmotoryzowane, Niemcy parli naprzód szybciej, niż Polacy byli w stanie wykonać swój ruch odwrotowy. Straż tylna znajdowała się pod coraz silniejszym naciskiem. W tej sytuacji pułkownik Kazimierz Mastalerz, dowódca polskiego 18 Pułku Ułanów Pomorskich, otrzymał późnym popołudniem zadanie, by przez miejscowy atak odciążający na niemieckich prześladowców zapewnić czas wycofującym się polskim jednostkom piechoty.
Mastalerz miał do dyspozycji własny 18 Pułk Ułanów z Pomorskiej Brygady Kawalerii, tankietki brygady, jak również kilka jednostek piechoty z Chojnic. Celem ograniczonego kontrataku powinno było być skrzyżowanie torów kolejowych w pobliżu wsi Krojanty (ok. 7 km na północ od Chojnic), które krótko przedtem zostało zdobyte przez niemiecką piechotę. Przy tych oddziałach chodziło o batalion 76 (zmot.) Pułku Piechoty pułkownika Hansa Gollnicka. Mastalerz odnalazł niemieckie oddziały w otwartym terenie przed lasem. Rozkazał on na skutek tego rotmistrzowi Eugeniuszowi Świeściakowi, dowódcy 1. szwadronu, przeprowadzić atak kawalerii [szarżę] własnym i innym szwadronem (ok. 250 z 600 ludzi). Pozostałe 2 szwadrony pułku pozostały w tyle z tankietkami na pozycjach wyjściowych jako rezerwa.
Atak rozpoczął się o godzinie 19 i był dla Niemców zaskakujący. 1 szwadron galopował z lśniącymi szablami przez ogień obronny i mógł wraz z nieco zwlekającym w ataku 2. szwadronem odrzucić niemiecką piechotę bez większych strat. Ale jeszcze podczas ataku wynurzyły się z lasu za zakrętem drogi niemieckie pojazdy pancerne (prawdopodobnie części 20 Batalionu Rozpoznawczego). Otworzyły one z broni maszynowej ogień na szwadron Świeściaka, który teraz od ich strony znajdował się na otwartym terenie i konie nie mogły tak szybko zawrócić. Gdy rotmistrz poległ, zaatakował pułkownik Mastalerz z nielicznymi jeźdźcami, aby go ratować, przy czym także on poległ. Ułani wycofali się pospiesznie przed niemieckimi pojazdami rozpoznawczymi, jednak dotąd już 1/3 polskich jeźdźców była zabita lub ranna.
Atak nie pozostał bez skutków. Faktycznie atak zapewnił wystarczająco dużo czasu dla polskiego 1 Batalionu Strzelców i Grupy Operacyjnej „Czersk” na wycofanie się nad Brdę. 20 (zmot.) Dywizja Piechoty nie odważyła się już tego dnia na dalsze atakowanie Polaków. Ale atak wywarł na niemieckich żołnierzach wrażenie. Heinz Guderian relacjonował później, że około północy zatelefonował do niego dowódca 2 DP (zmot.) "aby mu zameldować, że jest zmuszony do odwrotu przed polską kawalerią". Dowodzący generał musiał go najpierw namówić do trzymania swej pozycji. Panika pierwszego wojennego dnia została jednak wkrótce przezwyciężona.
2 września generał Stanisław Grzmot - Skotnicki (1894-1939), dowódca Grupy Operacyjnej „Czersk”, wizytował pozostałości 18 Pułku Ułanów i udekorował jednostkę symbolicznie swym orderem Virtuti Militari. Pułk wziął jeszcze udział w następnych tygodniach w bitwie w Borach Tucholskich i w bitwie nad Bzurą. W tej ostatniej został on niemal doszczętnie zniszczony.”
Mit o szarży przedstawił w swoich wspomnieniach sam generał Guderian: „Nie znając ani budowy, ani działania naszych jednostek pancernych, polska Pomorska Brygada Kawalerii zaatakowała je białą bronią”. (zobacz niemiecki film propagandowy). Z podobną błędną opinią spotkać się można w innych publikacjach, jak np.: „Polacy bronili się chaotycznie, ale z sercem. Szarża Pomorskiej Brygady Kawalerii na czołgi 3 Dywizji Pancernej była jedna z rozpaczliwych, lecz zupełnie bezowocnych prób powstrzymania katastrofy". Wybuch wojny i eksterminacja ludności polskiej stanowiły część planu zmierzającego do podporządkowania Europy hitlerowskim Niemcom.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
post scriptum
Na krojanckiej golgocie ...
Tylko znawcy tematu wiedzą, że krojanccy ułani nie zaznali spokoju po śmierci. Obecnie trudno jednoznacznie orzec, gdzie są ostatecznie pochowani. 26 sierpnia 2013 r. w miejscu ich pierwszego pochówku stanęły brzozowe krzyże z tablicami.
To inicjatywa pasjonatów - osób, które starają się pielęgnować pamięć o ofierze żołnierzy września 1939 roku. Krojanckie krzyże stawiali ppłk Jerzy Lelwic, kustosz działu zbiorów specjalnych Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy, Marek Pasturczak - syn dowódcy 2 baterii 11 dywizji artylerii konnej kpt. Janusza Pasturczaka oraz chojnicki pasjonat historii Andrzej Lorbiecki. Dwanaście krzyży w różnych miejscach rozlokowanych nieopodal miejsca szarży przypominają o krwawej historii. Cała akcja postawienia krzyży została formalnie uzgodniona z gospodarzem, czyli nadleśnictwem Rytel. Zresztą owe brzozowe krzyże przywieziono właśnie w darze od leśników z Rytla.
Losy tych grobów są zawikłane. Tuż po bitwie to jednostki niemieckie dokonały pochówków możliwie najbliżej miejsca śmierci polskich żołnierzy. Pogrzeb odbył się zgodnie z ceremoniałem wojskowym, z poszanowaniem waleczności pokonanych. Jeśli wierzyć niektórym relacjom, mniej szacunku mieli miejscowi fornale z okolicznych dworów. Mieli ponoć okradać groby. Ale są też relacje, zgodnie z którymi odsłonięte po wojnie groby zawierały zwłoki żołnierzy bez śladów grabieży. Wiosną 1946 roku dokonano ekshumacji pochówków. Część z nich najprawdopodobniej przeniesiono na cmentarz przy krojanckim kościele, kilka trumien ponoć wywieziono na wniosek rodzin.
Dlaczego wokół tych mogił zrobił się taki galimatias? Dla ówczesnych władz upamiętnianie żołnierzy Września było niewygodne, bo tak samo, jak w przypadku żołnierzy AK reprezentowali oni odległy ideologicznie biegun. Ponadto decydenci nie chcieli, by żyjący uczestnicy bitwy urządzali uroczystości w Krojantach. Dlatego urządzili swoiste dance macabre z wędrującymi tablicami na cmentarzu parafialnym w Chojnicach. Tabliczki z nazwiskami płk. Mastalerza, rtm. Świeściaka i innych żołnierzy pojawiały się na grobach zupełnie innych osób, wreszcie na cmentarzu powstał obelisk upamiętniający poległych z 18 Pułku Ułanów Pomorskich.
Akcja ma więc na celu przywrócenie właściwego porządku rzeczy. Skoro nie ma pewnych miejsc ostatecznych grobów, warto oddać pamięć żołnierzom, zaznaczając miejsca ich pierwszego pochówku a zarazem śmierci.
(ro)
- Tu przy drodze do Krojant wedle opowiadań mego ojca, został pierwotnie pochowany pułkownik Mastalerz - wskazuje Marek Pasturczak (w niebieskiej koszuli).
Fotogaleria - zobacz!
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Okupacyjna codzienność
Natychmiast po opuszczeniu miasta przez siły polskie, miejscowi Niemcy wylegli na ulice i gromadząc się na rynku czekali na przedstawicieli Niemiec hitlerowskich. Mowę powitalną wygłosił członek Jungdeutsche Partei, fryzjer Zimman.Od pierwszych dni okupacji okupant z niespotykaną wcześniej nienawiścią tępił wszelkie przejawy polskości. Chodziło im o zatarcie śladów jakiejkolwiek polskości i nadanie miastu charakteru typowo niemieckiego. Szczególnie groźni okazali się ci, co przed wojną uciekli do Niemiec, a teraz wrócili w mundurach SA i SS. Pozostali Niemcy gorliwie rozliczali się z Polakami, z którymi nieraz przed wojną pozostawali w dobrych sąsiedzkich stosunkach. Powracający do miasta, z którego wynieśli się w dniu wybuchu wojny – mieszkańcy często zastawali swoje mieszkania zajęte i zarekwirowane przez Niemców. Wszystkich obowiązywał nakaz meldunku. Pozwoliło to Niemcom ustalić, kto wrócił i dokonać identyfikacji w celu aresztowania. Zawiść była na tyle silna, że na specjalnych listach figurowali ci, którzy aktywnie już w 1918 r. współpracowali przy tworzeniu się władzy polskiej. Następne miesiące miały przynieść kolejne zarządzenia i represje, które z całą bezwzględnością okupant egzekwował.
Oprac (red.) Z.S. fot. arch.
Inscenizacja szarży pod Krojantami
Na początku września ma miejsce inscenizacja szarży pod Krojantami. Przezentowana pochodzi z 2010 r. Na polu bitwy pojawiąja się czołgi francuskie, taczanka czy też polskie wozy bojowe wz.34. a także musztra szwadronu z ok. 150 jeźdźcami orazwspółdziałanie ułanów z innymi pododdziałami.