Strona główna > Materiały > PRL > Na fotografii i w pamieci
Transformacja ustrojowa a wraz z nią zmieniające się warunki ekonomiczne spowodowały, że wiele wpisanych na trwale firm i zakładów w historię naszego miasta - z powodów ekonomicznych stało się nierentownymi i uległy bądź ulegają likwidacji.
Przez długie lata były to miejsca pracy dla wielu chojniczan. Pozostały tylko na fotografiach i w ludzkiej pamięci, chociaż ta ostatnia bywa zawodna. Przypomnę te, które z racji największego zatrudnienia, produkcji i eksportu stanowiły niejako wizytówkę lokalnego przemysłu. Nacjonalizacja przemysłu, a co za nią idzie spowodowała w Chojnicach zamknięcie oraz likwidację wielu zakładów rzemieślniczych i firm, które na dobre wrosły w struktury lokalnej społeczności. Jedną z ze znanych marek nie tylko w kraju, ale i zagranicą była wytwórnia koniaków A. Kaźmierskiego, który przeżył okupację w Warszawie. Po wybuchu powstania losy rzuciły go do Piotrkowa Trybunalskiego, ale nie na długo. W styczniu 1945 r powrócił do Chojnic, gdzie został aresztowany przez Niemców. Dzięki wstawiennictwu swoich przyjaciół, a miał ich sporo, został zwolniony. Wolność ta nie trwała długo, bowiem już kilkadziesiąt dni później na terenie swojej fabryki został aresztowany przez sowieckie NKWD, które przewiozło go do koronowskiego więzienia. Umarł 8 marca w więziennej izbie chorych. Żona i córki Kazimierskiego na mocy wyroku Sądu Grodzkiego zostały spadkobiercami nieruchomości. Z tą decyzją nie zgodził się sekretarz Polskiej Partii Robotniczej Marian Śmigielski. Wskutek tego zakład pozostał nieczynny, a pomieszczenia magazynowe za zgodą Starostwa zostały wydzierżawione. Radni miejscy stanowczo dopominają się o uruchomienie wytwórni dostrzegając w tym szansę zatrudnienia wielu miejscowych ludzi i dostępność surowca. Bez skutku. W 1949 r. zapadła decyzja o przeniesieniu wyposażenia i urządzeń fabryki wódek do Starogardu. Władze miasta nie mogąc pogodzić się z decyzją wnoszą odwołanie do Centralnej Komisji Planowania. Bez powodzenia.
Jedną z również znanych firm, tym razem rodem z PRL - były Zakłady Rybne. Cała historia tej branży spożywczej sięga połowy roku 1945. Wtedy to grupka kilku osób na czele z Tadeuszem Polewskim zainicjowała przetwórstwo ryb w pomieszczeniach byłej masarni przy obecnej ulicy Piłsudskiego. Dzięki ich zaangażowaniu i inicjatywie urządzono pomieszczenia wstępnej obróbki, wstawiono baseny solankowe i uruchomiono wędzarnię. W kamienicy od frontu otwarto sklep rybny, który przez długie lata służył mieszkańcom Chojnic. Następne dwa lata z pomocą Centrali Rybnej mały zakład otrzymał chłodnie i samochody ciężarowe. To pozwoliło rozszerzyć ofertę i zorganizować handel na terenie całego kraju.W lipcu 1947 r. przedsiębiorstwo otrzymało w dzierżawę pustą halę po byłej fabryce części lotniczych Niemca Rüdigera przy szosie Gdańskiej. Od tego czasu następował rozwój zakładów i oferty handlowej, co znalazło odzwierciedlenie w postaci nagród i wyróżnień na targach spożywczych. W całym kraju można było nabyć konserwy rybne rodem z Chojnic. Mimo znacznego oddalenia od morza zakłady miały zapewnione dostawy surowca drogą transportową. Otwarte kino zakładowe o wdzięcznej nazwie „Mewa” służyło mieszkańcom miasta. Pierwszym i długoletnim dyrektorem był Tadeusz Polewski, twórca i założyciel imperium rybnego w Chojnicach. Zmarł w 1984 r. Obecnie pomieszczenia dawnych zakładów uległy rozbiórce, a wraz z nią z biegiem lat odchodzi w zapomnienie kolejne miejsce pracy wielu mieszkańców naszego miasta.
Podobny los dotknął rzeźnię miejską, będącą w gestii miasta przez 60 lat. Znana w latach trzydziestych z eksportu bekonów do Anglii. Do 1939 r. firma przynosiła miastu znaczące korzyści finansowe. Były one na tyle duże, iż Rada Miejska niejednokrotnie zastanawiała się jak zainwestować nadwyżki pieniężne. Po wojnie w 1949 r. nastąpiło przejęcie przez Zakłady Mięsne. W latach 1972 – 74 kosztem ówczesnych 100 milionów złotych przedsiębiorstwo rozbudowano i zmodernizowano, a zatrudnienie znalazło ponad 1000 osób. Historia zakładów dobiegła końca w latach dziewięćdziesiątych. Do chwili obecnej nie znaleziono sposobu na zagospodarowanie pozostawionej infrastruktury, mimo poczynionych prób zagospodarowania terenu bo byłych zakładach.
Nie ma już także Chojnickiej Fabryki Mebli, wielu małych firm, warsztatów filii spółdzielczych, punktów usługowych itp. Niby małe niezauważalne wrosły się w pejzaż miasta. Dopiero po likwidacji niektórzy zauważyli ich brak. Ktoś powie: taka kolej rzeczy, wszystko się zmienia. Może to i dobrze. Jednak miejsce likwidowanych firm, to likwidowane miejsca pracy. Nie zawsze tak jest, ale problem z roku na rok narasta. Nowe miejsca pracy tworzą się znacznie wolniej niż wzrastające bezrobocie. O skali tego zjawiska świadczy ponad 20 proc. bezrobocie w powiecie chojnickim.
Oprac (red) fot. arch.