Strona główna > Materiały > XIX WIEK > Z przymrużeniem oka
Historia naszego miasta to nie tylko najazdy, pożary czy inne klęski, które na przestrzeni wieków boleśnie odcisnęły swoje piętno. To również fakty i zdarzenia wspominane z uśmiechem i rozbawieniem. Chojnice jak każde inne miasto miało swoich mieszkańców, jak na owe czasy budzących kontrowersje, a i zdarzenia, które następowały nie miały aż takiego znaczenia historycznego, ale godne są odnotowania.
Chojnicki Ikar…
Jak podaje J. Rydzkowski w swoich rozmówkach „Chojniczanie opowiadają” można znaleźć opowieść o niejakim Dochtonie, o którym to często mówiono w latach 1897 – 98. Starszy wiekiem posiadał w pobliżu Rynku warsztat ślusarsko – mechaniczny. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale właściciel zaraził się lotnictwem. W wyniku czego zaczął budować „ślizgowiec” własnej konstrukcji. Nie zraził się brakiem odpowiednich funduszy potrzebnych do realizacji zamierzenia. Prace jednak trwały, a i upór wynalazcy w dążeniu do celu był godny podziwu, toteż uzyskał od władz miejskich pozwolenie na publiczną prezentację swego wynalazku. Po zakończeniu prac i w stosownym dniu umieszczono machinę na dachu wieżyczki ćwiczebnej straży pożarnej na Placu Piastowskim. Lot udał się, a mimo to pomysłowego rzemieślnika spotkało rozczarowanie. Władze wojskowe nie wykazały żadnego zainteresowania, na które dzielny pionier lotnictwa liczył. Był to jedyny sukces jaki osiągnął i w dodatku połowiczny, bowiem Dachton zmarł później w skrajnej nędzy.
Z wyobraźnią i gestem …
Sporą fantazję miał właściciel Krojant, baron R. S. von Eckardstein, który w dni targowe środy i soboty lubił przesiadywać w oszklonej werandzie hotelu „Priebe” W przypływie fantazji i animuszu wyrzucał na rynek garście drobnych monet. Rozradowany obserwował jak gromady kilkuletnich chłopców ochoczo przystępowało do zbierania. A że był mężczyzną z wyobraźnią przybywał do miasta czwórką koni. Kiedy zdarzało mu się przewidzieć, że posiedzenie będzie znacznie dłuższe, odsyłał powóz do domu. Sam wracał koleją zbytnio się nie przejmując, iż Krojanty w tamtym czasie nie miały dworca kolejowego. Płacił kierownikowi pociągu karę, za użycie hamulca bezpieczeństwa i pieszo przez pola udawał się do dworu. Niekiedy dziedzicowi zdarzało się w drodze na dworzec zasnąć w ...rynsztoku po uprzednim wypoczynku na chodniku. Zachowanie jego, co rzecz jasna jest zrozumiałe, szokowało ówczesne elity, które postarały się o wykreślenie rozrywkowego barona z listy oficerskiej.
Galoppzander to … ja
Jak wspomina J. Rydzkowski – innym charakterystycznym typem chojnickim był Galoppzander Żyd ciągle się gdzieś spieszący. Jego żona prowadziła mały sklep przy obecnej ulicy Kościuszki, obok sklepu K. Zimnego. Zander jednak był powszechnie uważany za obiekt do kpin. Nie był z tego powodu zadowolony. Kiedy znajomy Hartstock nazwał go Galoppzanderem, śmiertelnie obrażony oddał sprawę do sądu. Pozwany miał głowę nie od parady, toteż znalazł wieśniaka który, trzymając w ręku list adresowany do Galoppzandera kręcił się przed sklepem Zandera, patrząc na napisy firmowe. Ten węsząc w tym interes zapytał kogo szuka – Pana Galoppzandera, ale nie mogę go znaleźć – odpowiedział wskazując na list – dajcie, to przecież ja we własnej osobie – przyznał się Zander. Oczywiście adresat listu sprawę przed sądem przegrał i o garść kpin był bogatszy.
Burmistrz na pijackiej liście?
Około 1900 r. w mieście istniało kilkanaście restauracji i popularnych knajpek. Tyleż i było okazji do picia, często i gęsto ponad miarę. Widok pijanego nie należał do rzadkości. Kto miał problemy z dojściem do domu o własnych siłach był transportowany na starym wózku dziecięcym w asyście licznej gawiedzi. Aby temu zapobiec i ograniczyć pijaństwo w mieście zarząd miejski sporządził listę notorycznych pijaków. Wymienieni na liście pijacy dowcipkowali: - Czego chcecie, przecież burmistrz też figuruje na liście, dlatego w zastępstwie szefa listę podpisał sekretarz miejski, nie została wydana drukiem. Podobny przebieg, zawsze negatywny, miały akcje antyalkoholowe w innych miastach.
Warto wiedzieć, że …
Szybkie topnienie śniegu przy obfitych deszczach spowodowały w 1888 r. w Chojnicach...powódź. Poziom wody w jeziorze Zakonnym podniósł się do tego stopnia, że woda wdarła się do pobliskich piwnic. Strugi wody spływające z pól zalały plac Piastowski. Gospodarze i mieszkańcy mieszkający przy tym placu ułożyli z wozów i desek most ułatwiający im poruszanie. W podobnej sytuacji znaleźli się mieszkańcy najniżej położonej dzielnicy – Nowego Miasta.
Wielką atrakcją nie tylko dla mieszkańców była w Chojnicach w 1898 r. wielka wystawa przemysłu i handlu. Złote medale otrzymali rodzimi przedstawiciele: mistrz stolarski Reinhold Wiwjorra i cukiernik Paul Radtke. Amatorzy wodnych kąpieli udawali się nad jeziorko przy szosie przed Lichnowami. Niedzielne wycieczki urządzano również do Krojant, do Wolności i Chojniczek. Największe zmiany w krajobrazie miasta nastąpiły ok. 1900 r. Miasto w tym czasie otrzymało wodociągi, świtało elektryczne, Znikały powoli „kocie łby” na chodnikach zastąpione płytkami granitowymi. Spowodowało to likwidację schodów i altanek wysuniętych na ulicę.Okna wystawowe nie różniły się od okien mieszkalnych, toteż kupcy część towarów wieszali przed wejściem do sklepów, szczególnie w dni targowe. Miejsce postoju dorożek znajdowało się po zachodniej stronie rynku w pobliżu dwóch pomp. Nosili oni czarne skórzane cylindry będące znakiem rozpoznawczym ich profesji. W zwykły dzień na ulicach panował język niemiecki, natomiast w dni targowe (środy i soboty) w sklepach i warsztatach dominował język polski. Był on nie tylko tolerowany, bowiem kupcy niemieccy zatrudniali personel władający językiem polskim.
Oprac. na podst. J. Rydzkowski "Chojniczanie opowiadają".