Strona główna > Materiały > XIX WIEK > Rękopis sprzed lat (cz.1.)
Został znaleziony w Łęgu na strychu domu rodziny Kujawskich, spadkobierców Józefa Kujawskiego, który 118 lat temu zapisywał te kartki. Notatki w nim prowadzone są od 12 września 1893 r. do czerwca 1896 r.
Stanowiły one odpisy korespondencji wysyłanych do „Gazety Gdańskiej”. Zapiski pozwalają nam poznać stronę życia społecznego w naszym regionie u schyłku XIX w., a w szczególności walkę o polskość pomorskiej wsi w obliczu germanizacji.
(…) Smutno to starszym patrzeć na takie sprawowanie się młodzieży. Inaczej to dawniej bywało. Nie strojono się a było ładniej. Dawno wiedziałeś, komu się kłaniać. Pan szedł w kontuszu a sługa w kubraku. Dzisiaj pomyłki trudno się uchronić, bo pan i sługa obydwaj we fraku. Tak to jest w jednej piosence polskiej, druga znów do kobiet się stosuje.
Aksamity, koroneczki
Miała pani sama
Dziś szynkarka, kucharka
Stroi się jak dama
Jest jeszcze jedna piosenka, która zaczyna się od słów:
Bodajże cię z twoją modą
Taką paradną
Nawieszałaś koralików
I myślisz, żeś ładną
Niejedna kobieta brzydka i stara ustroiwszy się, myśli, że jej w tym dobrze. A i młode dziewczęta mylnie sądzą, że im, która ładniej ubrana, prędzej się podoba. Skromniejsza sobie prędzej męża znajdzie, bo porządny człowiek eleganckiej i rozrzutnej nie chce. Każdy niech się ubiera według stanu i urodzenia, a przeobrażać piękny strój wiejski na jakieś cudaczne wymysły, to i brzydko i zgorszenie stąd i pustki w kieszeni a w głowie próżno.
Czy to nasz strój brzydki, czy potrzebujemy się w cudaków przemieniać.
W koszuli wstęga bura
A u czapki pawie pióra
Długie poły przy sukmanie
A znów strój dziewcząt:
Warkocze, gdy splecie
Wstęgi lśnią dokoła
Nic jej na świecie
Wyrównać nie zdoła
Sznuroweczka ułożona
A spódniczka dołem pstrzona
Włos spuszczony w długie kosy
Patrzą starzy i młokosy
Ale co to przypomnienie pomoże, kiedy wiejskie dziewczęta chcą się ubierać po miejsku, nie pomnąc na to, że jak jej usta otworzą i mówić zaczną, to mimo kapelusza i modnej sukni poznają się na niej, że jest głupią wiejską dziewczyną, bo mądra koczkodana z siebie nie zrobi. Nie wstydźmy się swego stanu, pracujmy, uczmy się, a uszanują nas najwięksi panowie, chociaż będziemy w siermiędze i boso. Parobczak, który owe zgubne mody przynosi nad swój swojski strój, dziewczyny, która więcej się o strojeniu myśli niż o modlitwie i pracy, z tych pociechy nie będzie. Nie jest ta dobrą żoną, która się zgrabnie umie ubrać, bo jak śpiewało się dawniej i teraz: Kotaliki, fantazyki znaczą niewiele Gdy nie umią chleba upiec i prząc kądziele. A więc młodzieży nasza, popraw się póki czas, i na tej poprawie zyskać tylko możesz. Niech głupcy małpują cudaków, kto mądrzejszy przy swoich strojach i cnocie zostanie.
Łęg, 22 marca
Gospodarzom zwracam uwagę na to, aby wyjeżdżając do miasta, mieli tablicę przy wozie z podaniem nazwiska i miejscowości. Gospodarz L. przyjechawszy do miasta powiatowego nie miał tablicy i skutkiem czego musiał 3 mk kary zapłacić.
Łęg, 14 czerwca roku 1894
Chłopiec 16 – letni Jan Biesek, który służył u jednego z tutejszych gospodarzy za pastucha poszczuł psem krowę pewnego chałupnika, która złamała sobie nogę i musiano ją dobić. Chłopak obawiając się, aby za stratę nie musiał zapłacić postarał się o swoje papiery i dał drapaka do Berlina. Już od kilku tygodni zajęci są tutejsi gospodarze zwózką długiego drzewa z lasu odrowskiego, które wicher był wywrócił. Bardzo dobrze zarabiają ci gospodarze, bo dziennie 10 – 15 mk. Zdarza się często, że niejedny gospodarze nie mają litości nad końmi, ładując tak wiele, że koniska z miejsca ruszyć nie mogą, za co je katują, aż strach patrzeć na takie mordowanie. Niechaj pomną na to, że znęcać się nad zwierzętami nie wolno i że istnieją przepisy karne. Przymrózki w ostatnim miesiącu poczyniły w ogrodach, w drzewach owocowych w niektórych miejscach także w zbożu na polu, stąd nie można się w tym roku obfitych żniw spodziewać…
Łęg, 21 czerwiec
Narzekają tutejsi chałupnicy i robotnicy na brak paszy, którą muszą dla swoich krów kupować. Narzekają także na lichy interes jaki zrobili 8 i 9 bm. przy zadzierżawieniu parceli łąk królewskich. Niektórzy dużo musieli zapłacić za parcelę, a to z tej przyczyny, że podczas licytacji nie wiedzieli co robią bo sobie zaprosili(?) głowy. Przelicytowali się więc wysoko, a dziś niejeden widzi, że na jego parceli gdzie niegdzie kępka trawy widnieje a reszta pomarzła. Deszcz zeszłotygodniowy dał się srodze poczuć. Jeśli nie będzie pogody siano będzie liche. Na parcelach królewskich już zaczęto trawy kosić, bo czas przeznaczony szybko mija.
Łęg, w czerwcu
Przeciwko nauczycielowi Janowi Waidemannowi toczył się w chojnickim sądzie proces o lekkomyślne spowodowanie pożaru w szkole. Z dnia 10 na 11 grudnia ogień zrobił szkody, na 250 mk. Ogień wybuchł stąd, że się zajęło od gorączki drzewo za piecem znajdujące dla wysuszenia. Nauczyciel tłumaczył się, iż gmina dostarczyła mu liche mokre drzewo, które chciał wysuszyć, aby się dzieci nie podwędziły, nadto, że piec był w lichym stanie. Został skazany na małą karę, bo sąd był zdania, iż był winnym lekkomyślności, wskutek czego ogień powstał.
Łęg, 5 – 10 lipca
Na łąki leskie i bedzmierowicke przylatuje mnóstwo bocianów, których jednego razu można było do trzechset doliczyć. Biedne te ptaki zlatują się wszędy i szukają żeru. Dziwią się starzy ludzie, którzy nie pamiętają, aby kiedy tyle bocianów w gromadzie chodziło. Z pewnością muszą to być bociany nie mające par i gniazd. Ludzie opowiadają sobie, że to ma być przepowiednią lichych i złych czasów. Pewien syn pewnych rodziców wyjechał na wiosnę za Berlin na roboty, tam poszedł z innymi kolegami się kąpać do głębokiej wody, a nie umiejąc pływać utonął. Wielki stąd smutek dla rodziców, którzy syna postradały. Niech to będzie przestrogą dla tych młodzieńców, którzy pływać nie umieją a lekkomyślnie narażają życie swe przez kąpiel w głębinach. Cena kartofli podskoczyła w naszej okolicy dość wysoko. Nie tak dawno płacono 150 mk za korzec a teraz 350 mk. Jest to teraz najlichszy czas dla tych robotników, którzy kartofle kupować muszą”.
18 listopada
Donoszę Szanownym Rodakom w Łęgu i okolicy, że odbędzie się w niedzielę dnia 26 bm. O godz. 4 po południu na sali pani Smaglińskiej zebranie w celu założenia Towarzystwa Polskiego. Zwracam na to uwagę, aby jak najliczniej przybyła nasza młodzież i starsi wiekiem, ażeby można mieć liczne stałe a potrzebne wprost nam Polskie Towarzystwo. O jak najliczniejszy udział Wiarusów uprasza Teodor Pestka w Łęgu.
5 grudnia
W niedzielę 19 bm. Wyprawiał pewien oberżysta zabawę z muzyką, aby zarobić na tych którzy z roboty przyjechali, bo teraz maja marki w kieszeniach. Choćby im kto na dwóch drewnach zagrał, to młodzież, która przez lato była na robocie się stawi a hula i hula. Chłopcy 15 – 16 letni z kapeluszem na bakier z łańcuszkiem przy kamizelce i cygarem w gębie wywijają w prawo i lewo, aż sromota patrzeć, jak piją i piją póki grosz w kieszeni. Jak przyjdzie znów przyjść na robotę, to proszą pożyczyć na podróż. Jakiś robotnik nie chciał zapłacić za taniec, więc go gospodarz chciał go wyrzucić, ale się nie dał i butelką w twarz brata gospodarza, który przez kilka tygodni będzie miał pamiątkę. Dnia 24 wyjechał tutejszy rzeźnik z mięsem na sprzedaż do dalszych wiosek. Gdy stanął w O., wszedł do karczmy, pytając czy mięsa nie kupują. Kazał przy tym podać sobie kieliszek i usiadł. W tym czasie jakiś złodziej wsiadł na wóz, podciął konia i pojechał w pole, niedaleko do drugiej wsi. Tam rozbił skrzynię, wykradł mięso i drapnął. Rzeźnik wyszedłszy z karczmy, szukał konia i wozu do północy, wreszcie w polu znalazł, lecz w skrzyni mięsa nie było, zamiast mięsa dwa kamienie. Złodziej będzie miał kilka smacznych obiadów, a rzeźnik, któremu się tak osobliwe powodzi poniósł dotkliwą stratę.
19 grudnia
Mamy niektórych, którzy mienią się tęgimi Wiarusami i Polakami, a swoja drogą bez Żyda się obejść nie mogą, aż się ckliwie robi, patrząc na to popieranie i lgnięcie do Żydów. Jesteśmy niepoprawni i krzywdę sami sobie wyrządzamy, omijając polskich kupców, przemysłowców, choć możemy u nich równie dobry i tani towar dostać. Za darmo nikt nic nie da, czy on swój czy obcy, po co więc tam nieść ciężko zapracowany grosz do obcej kieszeni. Nie mów bracie, co mnie tam kupcy obchodzą, niech każdy myśli o sobie, itp., bo to najbłędniejsze pojęcie. Podrosną córki, za żyda ich nie wydasz, za Lutra też z pewnością nie wydasz je, za Polaka, za kupca, może za rzemieślnika. A czy nie będzie obchodziło abyś dziecku swojemu znośną dał przyszłość, aby zięć co miał, kiedy swój pieniądz zaniesiesz do Niemca i Żyda. Masz kilka synów, wyjdą na ludzi jeden lub drugi i osiądzie w mieście lub na wsi, zakocha się w córce rzemieślnika lub kupca. Czyż nie cieszyłbyś się gdybyś dostał pannę z groszem. A skąd ma być posag dla córek polskich, kiedy ty bracie grosz swój do Niemców i Żydów zanosisz. Wy matki Polki po wsiach i po miastach, nie wynoście grosza do obcych, bo pamiętajcie, ze robiąc to, krzywdzicie córki i syny wasze. Są miedzy nimi i tacy, którzy z zazdrości nie idą do swego, bo nie chcą widzieć, aby się swój dorobił. Ci to już bardzo grzeszą. Twierdzą niektórzy z nich, ze u Żyda taniej, ale…(wyrwana kartka)
15 lutego 1894 r.
W czwartek wracało dwóch gospodarzy z Czerska do domu. Na drodze spotkali psa, który tak wystraszył konie, ze te stanęły dębem i nie chciały ruszyć dalej. Wtedy jeden zszedł z wozu i wespół woźnicą starał się psa odegnać. Drugi został na wozie, lecz pies bity wleciał między konie, które jak szalone ruszyły z miejsca. Siedzący na wozie gospodarz utrzymać ich nie mógł, a obawiając, żeby go konie w przepaść nie uniosły, wyskoczył z wozu i mocno się poranił. Konie pędziły dalej i nazajutrz znaleziono je daleko za Łęgiem. Musiały biec całą noc i dopiero w lesie przystanęły.
17 lutego
Wicher poniedziałkowy poczynił naszym gospodarzom wiele szkody, pozrywał dachy z trzech budynków, płoty i drzewa połamał. Gospodarzowi B. na wybudowaniu w Lipkach obalił stodołę, którą łońskiego roku wystawił. Byłby stracił konia i krowę, gdyby nie zdołano w czas wyprowadzić zwierząt. Innemu gospodarzowi obalił wicher szopy przy cegielni. Nie pamiętamy takiego jak w latosim roku wichru, któryby takie szkody wyrządził. We wtorek spadło sporo śniegu. Jeżeli mrozu nie będzie, a więcej śniegu spadnie, który poleży dłuższy czas, to może być złe z oziminami w polu.
Na weselu w pewnej wsi uderzył parobczak w twarz dziewczynę za to, że miała na jego kochankę coś powiedzieć. Nie namyślając się długo, kazała sobie dziewczyna skargę do sądu napisać. Gdy się o tym młodzieniec dowiedział, udał się do niej z prośbą, aby się z nim pogodziła. Po wielkim błądzeniu dala się panna udobruchać, ale musiał za jej uderzenie 20 marek zapłacić. Niech to będzie przestrogą dla tych taneczników, którzy przez lato za Berlinem używają a zimą w domu bójki wszczynają biorąc się do policzkowania, gdy która z dziewcząt z nimi do tańca iść nie chce.
15 marca 1894 r.
Czytając zawsze z wielką chęcią „Gazetę Gdańską” z przyjemnością zauważyłem, że porusza ona wszystkie kwestie, które nas najbliżej obchodzą. Może zatem nie byłoby od rzeczy poruszyć kwestię nowo zaprowadzonej mody w ubiorach naszych.
Młodzież nasza, wychodząc na robotę do Saksonii lub Pomeranii, gdy na zimę wraca do wsi rodzinnej, zarobionych pieniędzy nie oszczędza ale na nowe wymysły w strojach i ubiorze wydaje. Dziewczęta w kapeluszach, nowomodnych sukniach jedna drugą przesadzić by chciała. Zgorszenie tylko z tego wynika, bo biedniejszym przewraca się w głowie jak na stroje nie mają, to w niedzielę do kościoła nie idą. Niejedna córka robi matce wyrzuty i kłótnie wszczyna, ze jej na stroje nie daje. Uprze się i mimo próśb i kar do kościoła w skromniejszym ubraniu nie pójdzie. Biedny, nie biedny, pan czy sługa, ani ich teraz odróżnić nie można, bo czem który mnie znaczy to sądzi się na modniejszy ubiór, ażeby choć ubiorem świecić światu.
9 sierpnia
Żniwa w naszej okolicy są już na ukończeniu. Pogoda sprzyjała, więc zboże suche zebrano do stodół. Pierwszy omłot żyta nie wydał tak dobrych wyników jak roku zeszłego. Za to udały się jarzyny, a zwłaszcza groch. W przeszłą środę 1 bm. wybuchł pożar w Klaninach. Ogień podłożyła złośliwa ręka w czterech miejscach w stodole właściciela Szablewskiego, która się do szczętu spaliła. Zginęła też jałówka, której nie zdołano wypędzić. Zaledwie ogień tam ugaszono i ludzie rozeszli się do domów, wybuchł znów ogień w szopie właściciela Łepka, która spłonęła. Gospodarz Wąs poszedł na ratunek, ale w tym czasie jednak położono w jego stodole na klepisku ogień pod furą żyta. Ogień się tak szybko rozszerzył, że nie było go można ugasić. Stodoła wraz ze zwiezionym sprzętem, szopa pełna siana, 8 świń, jałówka i wszystkie narzędzia spłonęły. Na drugi dzień znów podłożono ogień w szopie właściciela Zielińskiego, który także całe zabudowanie zniszczył. Ludzie w tej wiosce są przerażeni i niepewni życia, niektórzy nawet w polu nocują, aby życie swoje ratować. Podpalacza dotąd nie wykryto.
1 września roku 1894
Zjawili się tutaj młodzi złodzieje, którzy w nocy 23 bm. okradli kupca W. Wybili okna, weszli do składu i skradli 18 mk z kasy, 2 pudełka cygar i nieco innych towarów. Podejrzenie padło na dwóch parobków 16 – 18 lat, którzy na drugi dzień poczęli dużo cygar palić. Wydaje się, że to byli ci sami złodzieje, którzy po nocach wkradali się do sadów kradli owoce i króliki z chlewów. Przed niejakim czasem rzucali jakiś rzezimieszkowie kamieniami do drzwi wdowy K., aby ją wystraszyć, a pewnemu gospodarzowi wytłukli w oknie szyby kamieniami. Rzezimieszków tych jeszcze nie wykryto.
15 września roku 1894
Odpust Najświętszej Maryji Panny przypadający na zeszłą niedzielę odbył się bardzo uroczyście. Przybyło bardzo wiele ludzi z sąsiednich parafii, niektóre rodziny od 4 – 5 mil drogi. Także kilka księży przybyło do pomocy przy spowiadaniu. Już dawno nie było tak wiele ludzi na odpuście jak ubiegłą niedzielę, tak że nasz obszerny kościół był przepełniony i wielu musiało stać poza kościołem. Bardzo przyjemnie było słuchać, jak śpiewacy i śpiewaczki na chorze pieśni na cztery głosy śpiewali. Aż się serce radowało, że się tak dobrze wyuczyli. Niech im Bóg ten piękny śpiew szczęści.
20 września roku 1894
W przeszły czwartek poszła pewna gospodyni w pole wybierać kartofle i wzięła ze sobą 3 - letnie dziecko. Posadziła je, aby się bawiło. Lecz dziecko zaczęło się bawić po swojemu i odeszło kilka kroków od matki, która to nie zauważyła. Nareszcie poszło aż do rowu z wodą, gdzie bawiło się tak długo, aż wpadło do wody i utonęło. Matka obejrzawszy już dziecka nie zauważyła, więc zaczęła go szukać i znalazła utopione w wodzie. Mimo starań nie można już było dziecka do życia przywieźć. Mają teraz owi rodzice wielki smutek. Niech to będzie przestrogą dla tych matek, które biorąc dzieci w pole, nie dają na nich baczności.
W pewnej miejscowości grasuje zaraza między gęsiami, niczym cholera. Skoro gęś zapadnie na tę chorobę, w kilku godzinach już jest po niej. W wiosce L. zapłaciło kilku kupców karę za to, że podczas rewizji mieli fałszywe wagi, które im zabrano.
16 października roku 1894
Mamy rodziców, którzy wysyłają swoich synów w daleki świat po to, aby dużo zarabiali. Ale takie rachuby często zawodzą, bo gdy synalek do Westfalii się dostanie, zapomina o rodzicach, a używa świata, póki służą lata. Pewni rodzice tak sobie postąpili, a synek ich w dalekim świecie o rodzicach zapomniał. Dopiero, gdy wzięli go do wojska, znów trafił do rodziców, zaczął ich przepraszać, prosił, aby mu wybaczyli i zlitowali się przysyłając paczkę lub kilka marek. Prawdą, że nie wszyscy tacy. Są i poczciwi, którzy grosza oszczędzają i przysyłają rodzicom. Znam taki przypadek, że syn rodzicom 250 mk w roku przysłał. Syn pewnych pracowitych rodziców był dwa lata na robocie w Westfalii, potem służył dwa lata w wojsku, a gdy jako rezerwista miał wrócić, doniósł rodzicom, że na ten a ten dzień przybędzie. Matka uradowana wyszła naprzeciw synowi, ale go poznać nie mogła, bo ją przywitał po niemiecku: „Na Mutter leben Sie noch”. Zrobiło się matce ciężko na sercu, a gdy mu to powiedziała rzekł: „Ich habe polnisch vergessen, nur Deutsch kann ich sprechen”. Tak przez cztery lata się zmienił, że trudno mu się z rodzicami rozmówić. To skutek gonienia po świecie za groszem. Niech Bóg broni, co się z tymi ludźmi na obczyźnie dzieje. Własnej mowy ojczystej się wypierają, choć po niemiecku licho gadają. Wszystko to zaś z powodu mamony.
22 października roku 1894
Grunt we wielkiej wsi kościelnej z dworcem kolei, dom mieszkalny, stajnia, stodoła, roli około 5 morgów, stosownie dla rzemieślnika, kapitalisty, pebsjowanego urzędnika, biegłego w piórze – tanio zaraz do odsprzedania. Bliższe szczegóły poda Fink w Łęgu, pod Czarnowodą. Long, bei Schwarzwasser, Westpreussen.
Przed dwoma tygodniami wyszedł obywatel P. B. w pole, a widząc przy końcu swego gruntu kury i gęsi, począł je zganiać. Sąsiad jego mocno się na to oburzył i wraz z synami uderzył na właściciela B., którego mocno poturbowali. Żona jednego z synów sąsiada podążyła na miejsce bójki, lecz zamiast sąsiada B. uderzyła noszami do wody w głowę własnego męża i silnie go zraniła. Będzie stąd proces, bo właściciel B. poszedł do lekarza, który mu wystawił świadectwo i udał się do sądu.
3 listopada
Przed niedawnym czasem umarł po krótkiej chorobie uczciwy obywatel śp. J. Lipski, człowiek tutejszego Towarzystwa Oświaty. Członkowie towarzystwa bardzo licznie się zebrali, także wielu gospodarzy, aby oddać zmarłemu ostatnią przysługę. Członkowie trzema rzędami odprowadzili zwłoki śp. J. Lipskiego na wieczny spoczynek. Nieboszczyk był jednym z najzacniejszych tutejszych obywateli, w całej okolicy bardzo znanym, był gorliwym, pracowitym i rzędnym gospodarzem, toteż gospodarstwo swoje pozostawił w dobrym stanie. Służył wiernie kościołowi, przez kilka lat był prowizorem kościoła a także dozorcą gminy, za co go teraz wszyscy szczerze żałują. Stroskanej rodzinie zasyłamy szczerze współczucia, a śp. J. Lipskiemu racz dać Panie wieczne odpoczywanie a światłość wiekuista niechaj mu świeci na wieki wieków”.
13 listopada
„Pewien 17 - letni niedorostek pracujący w cegielni p. W. założył się z kolegami o ósemkę piwa, że duszkiem wypije litr mocnej wódki. Jako rzekł, tak się stało i padł bez zmysłów. Z wielkim tylko trudem udało się go do życia przywołać. Obrzydliwa gorzała!
W listopadzie roku 1894
W sobotę 17 bm. umarł w Łęgu po dłuższej chorobie opatrzony sakramentami świętymi ks. Józef Łebiński, wysłużony kapłan, w 69 roku życia, a w 41 kapłaństwa swego. Nieboszczyk urodził się w parafii chełmińskiej 1 kwietnia 1826 r. Odwiedzał gimnazjum w Chojnicach. Wyświęcony na kapłana 8 maja 1854 r. urzędował jako duszpasterz w różnych miejscach – w Wielu, Człuchowie, Drzycimiu, Czarzu, Pucku, Bobowie, Skarszewach a w końcu w Czersku. Emerytowany przez kilka lat mieszkał w Łęgu, gdzie teraz po dłuższej chorobie umarł.
24 listopada 1894 r.
W zeszłym tygodniu aresztowano tu 18 – letniego wyrostka, miał on w pewnym składzie dopuścić się kradzieży, a następnie puścił się w świat na wędrówkę. Sprzykrzywszy sobie wojażowanie powrócił do domu. Pochwycono go, gdy ukrył się w szopie pewnego dzierżawcy, aby tam przenocować. Ludzie z roboty na obczyźnie wracają na zimowe leże całymi gromadami, nie wiele zaoszczędziwszy, bo wskutek ciągłych deszczów lichy mieli zarobek.
W listopadzie
W Łęgu i okolicy dopisały w tym roku jarzyny ale żyto choć ładnie wyrosło, sypie nie osobliwie. O przezimowaniu inwentarza nie ma jednak obawy, bo ziemniaki zaradzą złemu.
14 stycznia 1895 r.
W celu założenia Towarzystwa zebrała się na sali p. Smaglińskiej znaczna liczba obywateli Łęga i okolicy. Zebraniu przewodniczył p. Teodor Pestka jun., który powołał do pióra Smigerskiego z Czerska, na ławników zaś p.p. Lipskiego, i Bruskiego z Łęga. Następnie miał przewodniczący naukę o potrzebie Towarzystwa w miejscu. Przeczytano potem ustawy, na które jednocześnie zebrani się zgodzili. Potem przystąpiono do odbioru Zarządu Stałego. Przez aklamację wybrano p.p. Czarnowskiego z Zawady, T. Pestkę na sekretarza, Józwa Wąsa na skarbnika, W. Lipskiego na bibliotekarza A Filipa Giełdona i Kamińskiego na ławników. Powyżej obrani p.p. przyjęli urząd i zarząd się skompletował. Towarzystwo przyjęło nazwę „Oświata”. P. Kurowski z Czerska wypowiedział przemowę w treściwych słowach, zachęcając do wspólnej pracy zgody. P. Pestka mówił o śpiewie, jaki w założeniu Towarzystwa ma się wyłonić. P. Bruski dał informację, co do śpiewu. Potem nastąpiło zapisywanie się członków. Przystąpiło na razie 52. Po odbytym wpisie mówił p. Klamann z Czarnej Wody o pielęgnowaniu Towarzystwa, proszono, aby i nadal raczyli nas odwiedzać i o nas pamiętać a współ z członkami Towarzystwa z Czerska też nas odwiedzali. Zwracamy uwagę tym, którzy życzą sobie zostać członkami naszego Towarzystwa, że podczas zebrania każdego miesiąca w pierwszą niedzielę po piętnastym wpisywać się mogą. Celem naszego towarzystwa jest: wspólna nauka i wzajemna pomoc, ćwiczenia śpiewu i wspólna zabawa.
Środki prowadzące do tego celu są: 1) Zebranie zwyczajne, które odbywać się będzie regularnie raz w miesiącu w pierwszą niedzielę po 15 o godzinie 4 i 1/2 po południu. Będą tam wykłady religijne, naukowe o gospodarstwie i przemyśle. 2) Biblioteka i czytelnia w miejscu. 3) Ćwiczenia śpiewu polsko – katolickiego odbędzie się regularnie godzinie 4 1/2 po południu w każdą niedzielę. 4) Zabawa od czasu do czasu. 5) Zebrania walne odbywają się raz do roku w trzecią niedzielę stycznia o godzinie trzeciej po południu.
Szanownych rodaków prosimy, aby zechcieli jak najszybciej przystąpić do Towarzystwa. Szczęść Boże naszym zamiarom. I my zasyłamy serdeczne „Szczęść Boże” w uczciwych dążnościach młodego Towarzystwa.
Rok 1895. Styczeń
Łęg. Nieszczęśliwy wypadek dotknął parobka Franciszka Bieszka, służącego u dzierżawcy p. D. Bawił się on rewolwerem, który nabił i celował do deski. Rewolwer puścił za wcześnie i kula utkwiła Bieskowi w czole, wysadzając jedno oko. Przywołany z Czerska doktor Zieliński nie mógł sam operować i wyjęciem kuli się zająć, więc trzeba było nieszczęśliwego posłać do Gdańska do lazaretu. Zapewnie biedak wzrok utraci. Oberżysta p. R. wydzierżawił oberżę swoją p. Krajewskiemu ze Sztumu, któremu życzym powodzenia w tej nowej gospodzie.
10 stycznia 1895 roku
Zeszłego czwartku zaszedł niezwykły wypadek na torze kolejowym pomiędzy Łęgiem a Czarną Wodą. Jadący pociągiem o godzinie 11 w nocy jakiś jegomość skoczył z wagonu na drugi tor, lecz nie musiał odnieść większych obrażeń, gdyż po odejściu na dworcu zrobiono na torze rewizję, lecz nikogo nie znaleziono, a tylko było znać ślady krwi i kapelusz, który ów uciekinier pozostawił, zbiegając, aby się nie dostać do kozy. Sztuka wyskakiwania z pociągu w biegu musiała mu się zapewnie więcej rady udać.
W styczniu
Przed niedawnym czasem przechodził tu jakiś młody żebrak ze świata, który przyszedł wieczorem do rodziny K. prosząc go przyjąć na nocleg, bo jest ubogim sierotą. Więc ojciec tej rodziny zlitował się nad żebrakiem i przyjął go. Rano, gdy się przebudzono, już żebraka nie było, bo wziął 13 marek i uciekł, więc właściciel pieniędzy udał się w pogoń za złodziejem, którego zdołał w Studzienicach przytrzymać i pieniądze, które miał jeszcze przy sobie odebrać. Właściciel puścił go na wolność, więc ostrzega się innych przed młodym filutem. Przyjechała tu pewnego razu banda cyganów, którzy robili dobre interesy na koniach. Gospodarz B. wdał się z nimi w handel, któremu osobliwie wymydlili. C.d.n.
Oprac (red. z.s.