Strona główna > Biografie > Julian Rydzkowski
Julian Rydzkowski
Żywot pasją tworzony
Poznało go kilka tysięcy chojniczan i osób odwiedzających miasto. Wszędzie cieszył się szacunkiem i poważaniem. Przeżył w Chojnicach ponad 60 lat tworząc swoimi dokonaniami i postawą – legendę godną odnotowania.
Pan Julian – agent reklamowy?
Julian Rydzkowski – urodził się 13 lutego 1891 r. w Bydgoszczy w rodzinie skromnego restauratora. Czuł się emocjonalnie związany z naszym regionem, czego dowodem Jego wypowiedzi podkreślające znaczenie regionalizmu kaszubszczyzny i Borów Tucholskich.Po ukończeniu nauki podstawowej, zostaje praktykantem w zawodzie kupieckim będąc uczniem popołudniowej szkoły handlowej. Po odbyciu tzw. „terminu” i uzyskaniu dyplomu czeladnika – wyrusza na zachód, zgodnie z tradycją tamtych lat pozwalającą na pogłębianie tajników kupieckiego rzemiosła za granicą. Jego zamiłowanie do turystyki od najmłodszych lat znajduje potwierdzenie za granicami kraju. Wiele z nich jak lokalnych regionów poznał w czasie działań wojennych będąc sanitariuszem prawie na wszystkich terenach zmagań.Rok 1912 był dla Niego jak i dla naszego miasta rokiem przełomowym. Zapewne nie zdawał wtedy sobie sprawy, że los zetknie Go z naszym miastem na ponad 60 lat.Pracę, podjął zgodnie ze swoim wykształceniem w znanej firmie kupca bławatnego Jana Schreibera. W tym zawodzie dotrwał do września 1939 r. Od samego początku pracy wyróżniało Go wśród współpracowników szerokie zainteresowanie kulturą jak i praca społeczna pozazawodowa. W 1923 r. był również samodzielnym producentem ramek i luster ręcznych. W 1924 r. Wyspecjalizował się również w zawodzie dekoratora. Już wtedy zwracał uwagę na wygląd witryn sklepowych twierdząc, że stanowią również wizytówkę miasta. To przeświadczenie pozostało mu do końca życia. Nic dziwnego, że znani chojniccy kupcy powierzali Jego opiece dekorację swoich witryn. Był prekursorem reklamy i zdawał sobie doskonale sprawę z jej oddziaływania na klienta. Jakby tego było mało zaczął redagować jednodniówki konkretnych firm wspominając zasady i obyczaje kupieckie, których dzisiaj próżno szukać.
Dobre obyczaje kupieckie oraz najlepsze wówczas sposoby spędzania wolnego czasu - propagował przez działalność Towarzystwa Kupców w Chojnicach, którego był założycielem i prezesem. Należy wspomnieć, że praca, którą rozpoczął w okresie dążeń niepodległościowych nie była łatwa, chociażby z powodu zgermanizowania miasta. Mając 27 lat Julian będąc inicjatorem powstania Towarzystwa Śpiewu „Lutnia” doprowadza do odprawiania mszy w j. polskim, oraz organizuje kursy ojczystego języka.Polityka – to nie dla niego. Praca społeczno – kulturalna to Jego żywioł. I znów determinacja i zacięcie tym razem powodują powstanie oddziału Towarzystwa Krajoznawczego. Dostrzega Charzykowy i znaczenie, jako ośrodka sportów wodnych. Wraz z Ottonem Weilandem wzbudzają zainteresowanie żeglarstwem. Mimo to nie zaniedbuje wycieczek pieszych po regionie. To jedna z ulubionych Jego metod spędzania wolnego czasu. Z wędrówek przynosił liczne eksponaty zanikającej kultury ludowej, poznawał legendy i zwyczaje ludu. Własnym wysiłkiem redagował i wydawał codzienne gazetki „Turysta w Chojnicach”, w których, opisywał swoje spostrzeżenia i przybliżał historię miasta. Był radnym miejskim.
Niezrealizowane marzenia
Powołanie w 1935 r. Towarzystwa Przyjaciół Chojnic i Okolic zbiegło się pracą w czasopiśmie „Zabory” To wtedy współpracował z takimi wybitnymi osobami jak: Bogumił Hoffman i Jan Karnowski. Za przyzwoleniem Rady Miejskiej potrafił zarazić swą pasją instytucje, firmy, szkoły - w obchody „Tygodnia Chojnic”. Impreza ta pokazała miastu, jakie efekty bez specjalnych nakładów finansowych może przynieść inicjatywa, mądrość jednego człowieka. W dowód uznania władze przyznają mu wysoką nagrodę finansową. Zgodził się ją przyjąć pod pewnymi warunkami min., aby zrealizowano jeden z postulatów chojniczan. Ten gest nie wymaga komentarza. Wielkim marzeniem a jednocześnie pragnieniem było otwarcie regionalnego muzeum. Nie znajduje to zrozumienia wśród władz mimo podarowania swoich zbiorów. W ratuszu goszczą niedługo, by zostać przeniesione do jednego z budynku przy Rynku. Pan Julian społecznie pełni rolę kustosza. W 1939 zbiory uległy zniszczeniu.Nadal współpracuje z regionalnymi wydawnictwami. Przez krótki okres redaguje „Gazetę Chojnicką”. Ciekawym epizodem w Jego życiu była decyzja opuszczenia Chojnic i założenie własnego „interesu” w Pionkach Kolo Warszawy. Pan Julian swój pobyt tam traktował, jako swego rodzaju misję kulturalną na terenie licznie zamieszkałym przez obcy element etniczny. Dał się poznać, jako doskonały animator i krzewiciel kultury polskiej. Tam zastaje Go wrzesień 1939 r. Stracił majątek, ale uratował życie, które w Chojnicach byłoby zagrożone z racji wcześniejszych patriotyczno - kulturalnych inicjatyw. Przeżył tam całą okupację – skutecznie wyleczony z misji i posłannictwa. Mając możność wyboru pracy bez zastanowienia wraca do miasta swojej młodości – do Chojnic!
W naszej pamięci – wspomnienia…
Ponownie, tym razem w nowych realiach i zniszczeniach powojennych bierze się do pracy. Pracując w Domu Kultury powołuje nowe placówki. O Jego indywidualności jak i podejściu do zagadnienia wspomina Antoni Cichy: „W toku rozmowy z nami wspomniał p. Julian o jednej świetlicy wiejskiej w pow. Chojnickim, którą odwiedził świetlica ta na nim zrobiła smutne wrażenie. Brudna, śmieci itp. Nie będziemy się miło czuli w tym bałaganie, nie macie miotły? – spytał. Nie miotły nie mamy. Wyszedł pan Julian przed dom, urżnął nożykiem sporą garść chwastów, związał mocno sznurkiem, wsadził do środka patyk i miotła gotowa.- Otwórzcie drzwi i okna – mówił i zabrał się do zamiatania. Zawstydził swoim czynem niektórych świetliczan, jedna z nich wzięła się za miotłę, inna wycierała kurze, inni robili, co innego. Od tej pory świetlica świeciła czystością. To był cały p. Julian. Szczery aż do bólu.
Wspomina mieszkaniec Chojnic, który mając lat 16 – 18 często rozmawiał z Rydzkowskim Julianem.- Zaraziłem się historią naszego miasta dzięki starym fotografiom i pocztówkom, które były u nas w domu – mówi. Dokładniejszych informacji na ich temat nikt nie umiał mi udzielić. Mój ojciec poradził mi by udać się do muzeum do p. Juliana. Spotkałem Go przed Bramą Człuchowską, w charakterystycznym berecie, wolno spacerującego. Z zainteresowaniem obejrzał moje fotografie, wysłuchał i … zaprosił do muzeum. Wielokrotnie spotykałem się z nim w mieście, na rynku, ulicy sukienników. Nigdy nie spotkałem się z lekceważącym traktowaniem. Wręcz przeciwnie – cieszył się, że mimo młodego wieku interesuję się historią naszego miasta. Majestatyczny, wolnym krokiem przemierzał ulicę naszego miasta. Takim Go zapamiętałem. Z żalem przyjąłem wiadomość o Jego śmierci. Byłem wówczas w wojsku. Nie mogłem uczestniczyć w pogrzebie – dodaje na zakończenie.
Wspomina p. Maria Morzyńska: - To właśnie w muzeum miałam okazję poznać Rydzkowskiego Juliana. Chociaż już tam nie pracował, często tutaj przychodził. Sędziwy Pan w berecie, nieco zgarbiona sylwetka. Otóż pewnego dnia drzwi do pomieszczenia administracyjnego Bramy Człuchowskiej otworzyły się i wszedł dostojnie p. Julian. Zobaczywszy nową pracownicę zażądał herbaty, wyjął cukier (zawsze go miał w kieszeni) i zaczął przepytywać. Jak się nazywasz? Skąd jesteś? Co robisz w muzeum? Co studiowałaś i na czym się znasz? Czy umiesz coś po kaszubsku? Ja, młody pracownik z taką legendą rozmawiam! Stres ogromny. Przeszłam przez wszystko pozytywnie, za wyjątkiem śpiewu. Jeszcze wiele razy miałam przyjemność spotykać się i rozmawiać z tym cudownym człowiekiem. Dla mnie zawsze to była postać owiana nutką tajemnicy i legendy. Do końca swoich dni pozostał kawalerem, ale uwielbiał towarzystwo obojga płci. Spotkania z nim były wielce pouczające i utkwiły w mej pamięci. To od niego nauczyłam się miłości do naszego miasta, a przede wszystkim życzliwości do ludzi, która przejawiała się w różny sposób, np: w swoich kieszeniach miał zawsze poczęstunek dla drugiego człowieka. Myślę, że tej życzliwości nauczyło się wielu ludzi. Ta cecha była nagradzana szacunkiem do Jego nieraz kontrowersyjnych poglądów. Za swą długoletnią działalność i oddanie dla miasta, wśród wielu odznaczeń na uwagę zasługuje „Medal Stolema” przyznany przez klub „Pomerania” Cieszy się on największą estymą i uznaniem.
Praca ponad wszystko
Lata powojenne to okres gromadzenia i zabezpieczania zbiorów ocalałych z zawieruchy wojennej. Zabezpieczył wiele bezcennych okazów bibliofilskich. Książki to Jego wielka „miłość” Gdziekolwiek działo się „coś” ciekawego – była to zasługa p. Juliana. Bohater wielu publikacji prasowych zaprzyjaźniony z środowiskiem dziennikarskim całej Polski. Cenił wysoko dobry humor i żart. Sam niejednokrotnie i na różne okazje dla siebie i swoich gości redagował humorystyczne pisemka w rodzaju „ Rudy kot”. W 1960 r. doprowadził do realizacji swojego największego pragnienia. Zrealizował na nowo Muzeum Regionalne gdzie po raz drugi podarował swoje zbiory. Do 1972 r. był honorowym kustoszem i kierownikiem. Jako radny zainicjował m.in. budowę amfiteatru, założenie parku 1000 – lecia. Był inicjatorem budowy pomnika poświęconego Kopernikowi. Obelisk został wzniesiony w czynie społecznym przy wydatnej pomocy Alfreda Ćwioka w 1973 r. Rok ten został ogłoszony Rokiem Kopernikańskim przez władze PRL w okresie rządów Edwarda Gierka, dla uczczenia 500. rocznicy urodzin Mikołaja Kopernika. Autorem pomnika był Antoni Łangowski z Czerska. Patronat a także gotowość opieki nad monumentem zadeklarowała młodzież chojnickich szkół średnich.
Bronił przed zniszczeniem zabytki dawnej architektury w mieście i regionie. Współpracuje z prasą regionalną. Działa aktywnie w stowarzyszeniach i organizacjach, wzbudzając podziw i uznanie rzeczowym i realnym podejściem do wielu zagadnień i problemów. Szczególną uwagę zwracał na zło, gdyż ono psuło życie mieszkańców, wygląd miasta. Był wymagający wobec siebie i innych. Konsekwentnie oczekiwał zgodności słów z oczekiwaniami, przestrzegania uchwał i zobowiązań. Nie znosił fałszu, braku odpowiedzialności. Żywił szacunek do słowa. Ubolewał nad tym gdy ktoś okazywał się tego niegodnym. Nie szczędzono Rydzkowskiemu dowodów wysokiego uznania. Oprócz „Medalu Stolema” cenił również wysoko Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, oraz fakt wpisania Go do Honorowej Księgi Zasłużonych Obywateli Miasta Chojnic. Jak nikt inny zasłużył na to niezmiernie ofiarnym i pracowitym życiem.
U schyłku drogi
Dopiero w wieku 80 lat opuścił ukochaną pracę w muzeum. Otrzymał za to niespotykanie niskie wynagrodzenie i emeryturę. Niezrażony takim potraktowaniem sporą część środków przeznaczał na zakup książek. Nie zapomnieli o nim ludzie, którzy Go znali. Staraniem Kaszubskiego Zrzeszenia i Ministerstwa Kultury i Sztuki przyznano p. Julianowi rentę specjalną a druhowie z Zrzeszenia wyprosili u władz miejskich bezpłatną opiekę siostry PCK. W taki oto sposób ówcześni decydenci miejscy podziękowali człowiekowi, który dla Chojnic uczynił tyle dobrego. Tego nie można nazwać inaczej niż skandal. Nie da się tego również w inny sensowny sposób wytłumaczyć. Spacerując po mieście mimo podeszłego wieku spotykał się p. Julian z oznakami powszechnej sympatii. W kwietniu 1978 r. zostaje przez mieszkańców wybrany w plebiscycie „Człowiek którego cenię” laureatem. Miasto mu zastępowało rodzinę. Te oznaki bezinteresownej życzliwości cenił najbardziej. Dał temu wyraz w ostatnim pożegnaniu na własnoręcznie wypisanej klepsydrze cyt: „Przeżyłem lat 87. Żegnam zatem wszystkich mi bliskich, życzliwych znajomych. Nim jednak mogiła wyrośnie na miejscu mego spoczynku pragnę złożyć szczere i gorące podziękowania tym wszystkim, którzy gdzie i kiedykolwiek dobrym słowem, miłym uśmiechem lub przyjaznym gestem wyrazili mi swą życzliwość. Szczere dzięki składam również za pamięć” Tyle p. Julian. Wielkość swoją zawarł nawet w pożegnaniu. W ostatnich dwóch latach owocnego życia dokuczały mu już choroby, a nierzadko samotność, gdy czuł się chwilami nikomu niepotrzebny. Mimo to chciał pracować, dostrzegał wiele palących potrzeb, chciał twórczo żyć. Ale był już przygotowany do ostatniej drogi.
Zmarł 10 07. 1978 r. w Chojnicach. Został pochowany w „Alei Zasłużonych” Warto przytoczyć fragment wypowiedzi Stanisława Pestki ze wspomnień wygłoszonych w dniu pogrzebu nad trumną Rydzkowskiego, który przytacza słowa innego wielkiego człowieka… „że kultura jest dziełem niezliczonej ilości zmarłych i zaledwie garstki żyjących” W wynika z tego wniosek, że tym bardziej należy szanować to co zostało stworzone. Czyńmy to lepiej lub gorzej, ale czyńmy. Pamięć o tym człowieku znalazła odzwierciedlenie godne tej osoby. Po jego śmierci imię jego nadano ulicy i muzeum. Na domu, w którym mieszkał po wojnie, przy placu Jagiellońskim wmurowano stosowną tablicę. Szkoła Podstawowa nr 1, obok której codziennie przechodził, najbliżej położona jego domu i muzeum obrała Go na swojego patrona. Dowody pamięci są ciągle aktualne.
Oprac. (red) M.G. fot. archiwum