Strona główna > Retro reklama > Jak to z handlem i usługami było ...
Jak to z handlem i usługami było ...
Ogólne wrażenie kultury handlu odpowiadało realizacji hasła „Nasz Klient, nasz Pan”. Kupcy i rzemieślnicy z okresu międzywojennego doskonale zdawali sobie sprawę, że to właśnie potencjalny nabywca ich towarów decyduje o ich dalszym istnieniu i rozwoju. To właśnie wtedy na linii klient – ekspedient zawiązywała się nić wspólnej korzyści. O ile ten pierwszy miał możliwość dotknięcia materiału, artykułu czy innego produktu, to ekspedient zachęcał wszelkimi sposobami do jego zakupu.To był klimat dawnych sklepów, który śmiało można nazwać „duszą” decydującą o renomie danego składu towarów kolonialnych lub sklepu innej specjalności. Dlatego też nikogo nie dziwiły ogłoszenia apelujące o dalsze poparcie zakładu czy sklepu, co w dzisiejszych czasach jest zjawiskiem raczej niespotykanym. Analizując lata międzywojenne i jego handel oraz zakłady rzemieślnicze okazuje się, co może stanowić zaskoczenie, że u progu lat trzydziestych w niespełna 10, 5 tysięcznych Chojnicach działało więcej punktów handlowych i rzemieślniczych w przeliczeniu na jednego mieszkańca niż ma to miejsce obecnie. A przy tym trzeba pamiętać, że odbywały się jarmarki (raz na kwartał) oraz targi w każdą środę i sobotę.
Z łezką w oku...
Do znanych chojnickich kupców zajmujących się handlem bławatami należeli: Borzyszkowski mający swój sklep przy ul. Królowej Jadwigi, Kaufhaus Rehweld J. należący do Krzemińskiego, Bączkowskiego, zlokalizowane były na ulicy Gdańskiej, oraz przy Rynku - skład Kondzielli i Tscheislera, Rudnika na Młyńskiej. Nie wszyscy zapewne wiedzą, że w samym mieście handlowano również... bydłem. Do najbardziej znanych należeli: Brzeziński i Szamotulscy z Dworcowej, Dekowski z Warszawskiej. Amatorzy słodkości i cukierków mogli liczyć na wyroby rodzime z fabryk Grzywacza z ulicy Gdańskiej, Majewskiego z Batorego, „Marji” z ulicy Angowickiej i fabryczki należącej do Pettkego z ulicy Mickiewicza. W kawę wyśmienitej jakości kupcy zaopatrywali się w Wielkopolskim składzie kawy usytuowanym przy ulicy Gdańskiej. Równie wyśmienicie zaparzano ją w kawiarniach Meiferta i Penckego przy rynku i Radtkego przy ulicy Człuchowskiej. W kwestii nabycia tzw. towarów kolonialnych chojniczanie mieli wybór godny pozazdroszczenia, a wystarczy wymienić jedynie najbardziej uznane placówki handlowe. Były to: Brüschke – Ramy, „Fortuna” Warsińskiej – Dworcowa, Grzywacz – Gdańska, Jasnoch – Rynek, Jaszewski i Klescht – Człuchowska, „Merkur” Kwasigrocha – Gimnazjalna, Pl. Jagielloński, „Nowa Ameryka” – Młyńska należący do Nabożnego, Nurberga – Osady, Peplińskiej i Szulc – Dworcowa, Szyszke – Gdańska, Urban – Pl. Św. Jerzego, Warsiński – Mickiewicza, Wnuk i Lipiński – Strzelecka, Zajączek – Gimnazjalna, Zimna – Gdańska, Kazimierski i Ska – Ramy oraz Rożek – Gdańska.
Coś dla podniebienia...
Zaopatrzenie w pieczywo za sprawą miejscowych piekarni było udziałem następujących właścicieli piekarń: Angera i Grzybowskiego z Gdańskiej, Behnkego, Fellnera i Troki z Dworcowej, Beyera ze Strzeleckiej, Dullka i Pankanina z Młyńskiej, Meiforta z Rynku, Senftlebena z Placu Św. Jerzego i Trojanowa z Gimnazjalnej. Do chleba, a więc wyroby wędliniarskie i mięso można było nabyć w licznych wówczas nazywanych rzeźnickich sklepach, wśród, których prym wiodły: Bakoś z Gimnazjalnej, Bayran, Napiontek i Wruck ze Strzeleckiej, Binder z Ogrodowej, Bohl i Tonn z Młyńskiej, Brocki i Brzeźinski z Dworcowej, Hajer z Szewskiej, Hoffman z Gdańskiej, Nehring i Szmelter, Śliwiński z Człuchowskiej, Rink z Augustyńskiej, Ruppoldt z Batorego, Stachowicz z Warszawskiej, Szamotulski z Pocztowej i Koszarowej. Wynika stąd, iż konkurencja była niezwykle silna, a charakterystyczną cechą dla masarzy była ich wysoka jakość i pilnie strzeżona receptura, a wśród klientów znajdowali się i tacy, którzy po degustacji wyrobów stwierdzali, gdzie została dana wędlina nabyta. Obecnie ta sztuka dla klienta jest nieosiągalna a nawet nie leży w strefie marzeń. Skoro mowa o jedzeniu, to gdzie lepiej było można się posilić jak w licznych restauracjach, które w tamtych czasach cieszyły się sporym powodzeniem,, a wśród nich te najbardziej uznane. Należały do: Biedy – dworzec, Brockera – Plac Jagielloński, Heinrycha – Człuchowska, Januszewskiego, Jażdżewskiego – Plac Królowej Jadwigi, Jasnocha i Kaźmierskiego przy Rynku, Kalkisteina, Leszczyńskiego przy Strzeleckiej, Kiczki – Młyńska, Łyczywka i Jlera, Natha przy ulicy Człuchowskiej, Rychtera, Smeji i Shutta – Dworcowa oraz Węsierskiego przy Batorego. Każda z przytoczonych tu restauracji miała charakterystyczną dla siebie kuchnię jak i klientelę, o czym świadczą niektóre zachowane do obecnych czasów rachunki.
I dla ducha...
Amatorzy dymka mieli możliwość zaopatrzyć się w ulubione gatunki tytoni, czy „Belwederów” u Bethkego i Hucttera, Kaźmierskiego, Kosiedowskiego przy Gdańskiej, Góreckiego – Młyńska i Weilandta przy ulicy Człuchowskiej. Zwolennicy połączenia dymka z czymś mocniejszym – chętnie udawali się do wyszynku trunków Ludwiga i Pruskiego przy Gdańskiej, Rinków i Szymczaka przy Rynku. Natomiast sklepy zaopatrywały się hurtowo w Zakładach Przemysłowych Winkelbausen – oddział w Chojnicach, mając przy tym do wyboru rodzimą fabrykę wódek i likierów Kaźmierskiego i spółki przy ulicy Ramy.
Warto przytoczyć notatkę o zwiedzaniu przez członków P.T. K. Zakładów A. Kaźmierskiego. „W ubiegłym Tygodniu Polskie Towarzystwo Krajoznawcze w ilości 30 osób zwiedziło i podziwiało miejscową fabrykę win i wódek, oraz hurtownie kolonialną, której właścicielem jest znany kupiec p. A. Kaźmierski. Niechaj wszyscy żałują, którzy z tej okazji nie korzystali, bo rzeczywiście było co oglądać i z pewnością dużo mieszkańców miasta Chojnice nie wie, jak poważnie i wzorowo urządzone jest przedsiębiorstwo, które w naszych murach się znajduje. Zresztą z pewnością jeszcze wszyscy pamiętają niedawno obchodzony 100 letni jubileusz tej firmy. Wypada też z tego miejsca podziękować p. Kaźmierskiemu za rzeczywiście polska gościnność, którą zwiedzający tak szybko nie zapomną o wyrobach jego, zwłaszcza Jubileuszowym koniaku i winach własnego wyrobu, jak Wermonth i Wiśniak, których smak jest ponad pochwały. Zachwyceni byliśmy tez uprzejmością kierownika p. Musiała, który nam obszernej informacji nie skąpił i wyrażamy jemu nasze specjalne podziękowanie".Dodać można, że ci którzy przesadzili nadużywając napojów wyskokowych mogli śmiało liczyć na wytwórnię wód mineralnych Burczyka z Dworcowej Nickaua i Daszkowskiego z Angowickiej.
Jak to z rzemiosłem było...
Ulica Gdańska i pl. Kr. Jadwigi to tradycyjny szlak handlowy przedwojennych Chojnic. W odróżnieniu do obecnego rzemiosła, które powoli zanika z tytułu masowej produkcji i innych nowoczesnych technologii – rzemiosło lat międzywojennych odeszło do lamusa. Nie mniej trzeba przyznać, iż stało na wysokim poziomie, a wiele ówczesnych wyrobów wykonanych przez ich reprezentantów jest dzisiaj nie do podrobienia. Zadecydowało o tym wiele czynników, z których na pierwszy plan wysuwa się wiedza i doświadczenie, i co ważne jakość i sumienność. Dobrze wiedzieli o tym mieszkańcy przedwojennych Chojnic, a wiele z tych rzeczy przetrwało do chwili obecnej i mimo, że wielu przypadkach dalej mogłyby służyć swoją przydatnością, to mają wymiar raczej sentymentalny i kolekcjonerski.
Rzemieślnicza solidność
Przedwojenny rzemieślnik mógł nie mieć pieniędzy, ale miał renomę. W Polsce przedwrześniowej, podobnie jak w Niemczech, niezależny rzemieślnik był cenionym, szanowanym członkiem społeczności lokalnej niezależnie od rodzaju rzemiosła, jaki reprezentował. Jakże inaczej smakował ogórek kiszony w beczkach wykonanych przez bednarzy. W naszym mieście to rzemiosło godnie reprezentowali F. Marquard i K. Peters mający warsztaty na Błoni Zakonnej. W tym towarzystwie nie zabrakło i garncarza W. Stęszewskiego urzędującego przy Placu Jagiellońskim. Cenione były wyroby koszykarskie pochodzące od E. Frankowskiej mającej swoją siedzibę przy ulicy Dworcowej. Wyrobami powroźniczymi zajmował się E. Fellmuth z Człuchowskiej. Z licznych przedstawicieli rzemiosła stolarskiego należy tu wymienić takie osoby jak: F. Bolle, W. Tetzlafa z Nowego Miasta, J. Dudę i J. Lahna z Placu Piastowskiego, A. Korzeniowskiego z ulicy Wałowej, M. Leszczyńskiego z Młyńskiej oraz B. Tomczyka z ulicy Dworcowej. Wyroby tartaczne rzemieślnicy nabywali w „Chojnickich Tartakach” będących własnością Steinsilbera i Stamma przy ulicy Dworcowej i przy Szosie Bytowskiej.
Przygotowując ten materiał mogłem się osobiście przekonać o wielkiej fachowości stolarskich mistrzów oglądając z podziwem zachowane w dobrym stanie krzesła i stoły. Należy pamiętać, że ponadto produkcją mebli w pełni tego słowa znaczeniu - zajmowała się fabryczka E. Wiwiorry przy Rynku i P. Kirsteina przy ulicy Ramy. Również handlem meblami trudnili się – J. Karow z Dworcowej oraz E. Kiedrowska z ulicy Człuchowskiej. Podobnie miała się rzecz z wojskowymi butami robionymi na zamówienie, gdzie ich jakość została poddana ciężkiej próbie – zostały zanurzone na noc w wodzie, a rano wewnątrz pozostały ... suche. Zostały wykonane w 1928 r. w zakładzie szewskim A. Zawadzkiego przy ulicy Gdańskiej, gdzie i swój warsztat posiadał Wollschlager. Pozostałe znajdowały się przy ulicy Dworcowej – J. Chylewski, Młyńskiej – F. Frank, Z Frydrych – Plac Jerzego, i H. Meissner – Stara Szkolna.
Tak jak nielicznych było stać, na tzw. obstalowanie butów na zamówienie – to pozostali mogli korzystać z zakupów w licznych sklepach obuwniczych J. Butta i A. Zawadzkiego przy ulicy Gdańskiej, „Centralnego Domu Obuwia” również przy Gdańskiej należącym do B. Skrzyńskiego, L. Koszałkowskiej – Dworcowa, M. Płotka, J. Reichel, A. Ruhnke – posiadający sklepy przy ulicy Człuchowskiej, A, Theeis – Szewska. Prawie wszyscy z nich posiadali sklepy w centrum miasta, co było poniekąd wyzwaniem przed konkurencją, ale nieco odmienną od tej dzisiejszej – jednak bodaj najistotniejszym elementem była oferta cenowa, którą tu z powodzeniem stosowano – z korzyścią dla klienta. Dużym powodzeniem cieszyły się skóry i handel wyrobami skórzanymi, co prawda nie były one tanie, ale znajdowały nabywców. Do bardziej znanych przedstawicieli zajmujących się tą profesją należeli: G. Szachtszneider z Młyńskiej, W. Domański z Dworcowej, F. Baudkowski przy Rynku, Z. Falkenstein i T. Klein, K. Gruszczyński z Człuchowskiej. Pokrewne im siodlarskie wyroby nabywano u K. Dobrindta – Dworcowa, Miszewskiego z Człuchowskiej, u H. Olszewskiego z Placu Królowej Jadwigi.
Z pilnikiem i modnie…
O ile siodlarskie wyroby nie cieszyły się tak dużym wzięciem jak zakłady ślusarskie, z których usług nader często korzystano, to tacy mistrzowie w swoim fachu jak: R. Gehrke z Człuchowskiej, A. Lisowski z Cmentarnej, E. Maliński z Augustyńskiej – na brak pracy nie narzekali. Bardziej poważne prace wymagające odpowiedniego przygotowania realizowano w ślusarskich zakładach rzemieślniczych u E. Schmita na Placu Piastowskim, Rata i Beila na Wysokiej, B. Riedla na Placu Piastowskim, O. Tatarskiej z Gdańskiej (właścicielka była kobietą),i u Adama Torskiego na ulicy Dworcowej. Bardziej przyziemne potrzeby jak chociażby odzienie nie było problemem, a lokalne pięknisie i nie tylko korzystały z usług krawców – W. Czyżewskiego z ulicy Dworcowej, F. Grochowiny z Placu Królowej Jadwigi, A. Grunczewskiego z Gdańskiej, J. Thide’go, A. Hamerskiej z Dworcowej, F. Holsteina z ulicy Stara Szkolna, T. Landowskiego, F. Szydlewskiego z Młyńskiej, M. Rutta z Gimnazjalnej. J. Szalli z ulicy Ramy, P. Szreibera z Dworcowej, F. Wiese z Człuchowskiej, ale miały do dyspozycji sklepy tzw. konfekcyjne, z których na uwagę zasługiwały następujące: St. Bączkowski z Placu Królowej Jadwigi, „Dom Konfekcyjny” należący G. Gutmana, J. Jączyński i Sz. Lipowski oraz H. Reuk, J. Żynda - wszyscy z Gdańskiej, R. Krzemiński i Kreczy z Młyńskiej, J. Schreiber z Rynku. Wynika stąd, iż mieszkańcy Chojnic końca lat dwudziestych mieli w czym wybierać i przebierać, a na dodatek większa część sklepów konfekcyjnych podobnie jak i innych mieściła się w centrum miasta co sprzyjało zakupom. Daleko było „tamtym” Chojnicom do obecnych, chociażby ze względu na rozwój i wielkość - mimo to, ilość punktów usługowo – rzemieślniczych, handlowych była imponująca
Biorąc pod uwagę rzeczywistą ilość mieszkańców miasta. Z zachowanych dokumentów statystycznych (koniec lat 20-tych) czytamy że: „Chojnice to miasto położone 174 m nad poziomem morza. Siedziba sądu powiatowego i okręgowego z siedzibą w Toruniu. Linia kolejowa Nakło – Lipusz. Chojnice – Laskowice i Tczew, Mośnica. Linia tranzytowa Berlin – Chojnice – Królewiec – ważna stacja pograniczna. Siedziba władz, urzędów i samorządowych w liczbie 28 podmiotów. Instytucji – 14, oraz 12 cechów rzemieślniczych. Prym u władzy wiedli – godność burmistrza reprezentował dr A. Sobierajczyk, starosty – S. Weiss. Prezesem Rady Miejskiej był F. Kopicki, a funkcję komendanta ochotniczej straży ogniowej pełnił A. Kaźmierski".
Nie tylko chlebem…
W historii miasta dotyczącej życia mieszkańców Chojnic w latach 1926 – 1929 r. nie można pominąć szeregu osób i instytucji, bez których i w współczesnym świecie trudno się obejść. Niewątpliwie do takich osób należeli lekarze, których na ponad 10 tysięczne miasto nie było wcale tak mało. W tym okresie w naszym mieście służyli pomocą – W. Bełkowski – ul. Ramy, H. Lniski z pl. Królowej Jadwigi, Jan Łukowicz ul. Dworcowa, A. Machowiński z Młyńskiej, P. Neuman – Gdańska, P. B. Pielowski (dr powiatowy) urzędujący przy ulicy Człuchowskiej. Do grona lekarskiego należy również zaliczyć lekarzy dentystów, wśród których prym wiedli: A. Stachursk z pl. Jerzego, A. Powalisz ul. Gdańska, Helena Nowak z ul. Augustyńskiej, Else Jager – Dworcowa i Hubert z Gdańskiej. Fachową kadrę stanowiły akuszerki, bowiem większość porodów w tym okresie odbywała się w domu, i były świadkiem narodzin wielu chojniczan. Najbardziej znane i obdarzone zaufaniem były: A Najdowska z Mickiewicza, J. Jankowska z ul. Młyńskiej i M Hamerska z Placu Królowej Jadwigi. W tym czasie w samym mieście funkcjonowały dwie apteki przy Rynku – należące do E. Broena i J. Zielińskiego.
Warto jeszcze raz podkreślić, iż większość przytoczonych tu ulic, nie odpowiada obecnej rzeczywistości i znajdowała się w centrum miasta, a nie jak ma to miejsce obecnie. Lekarzy weterynarii było dwóch, a byli to – Dionizy Dreszer oraz Jan Krall. W centrum zlokalizowane również były cztery księgarnie należące do J. Grochowskiej, W. Schreibera, C. Wieczorkiewicza, i F. Zimnej. Podobnie jak i teraz nie obywało się bez spraw sądowych i związanych z tym procedur. Interesanci mogli skorzystać z usług adwokackiej palestry, którą w Chojnicach reprezentowali: M. Behnke – Strzelecka, J. Buraczyński – Człuchowska, K. Gebauer, W. Gierszewski, F. Kopicki, S. Łangowski – wszyscy mający swoje kancelarie na placu Jagiellońskim, Grzeński i M. Radwański z Młyńskiej. Dwaj z nich, W Gierszewski i F. Kopicki prowadzili przy sposobności również biura notarialne. Egzekucje komornicze należały do M. Rogowskiego, A. Szelezińskiego i Winkowskiego. Korzystający z usług bankowych mieli do dyspozycji następujące placówki – Bank Ludowy (Bankverin Chojnice Sp. z o.o.) przy ulicy Młyńskiej oraz Polski Bank Pożyczkowy, Sp. z o. o. przy Rynku. Kasy – Miejska Kasa Oszczędności – Ratusz, Powiatowa Kasa Oszczędności – Człuchowska.
Wszystko dla klienta
Mistrzów grzebienia (czyt. fryzjerzy) w naszym mieście nie brakowało. Co ciekawe – z ich usług korzystali głównie panowie, a punkty te znajdowały się przy ulicach: Człuchowska – B. Jeziorski, E. Grave, F. Żuchowski i F. Hamerski przy pl. Królowej Jadwigi, K. Kontek, E. Welke - Młyńska, K. Rogge – Gdańska, J. Roliński – Dworcowa, F. Santer – pl. Jagielloński, P. Ziemann (we wrześniu 1939 r. zagorzały hitlerowiec) – Strzelecka, B. Sękowski – Rynek. 80 lat temu nie stanowiło problemu nabycie samochodu. Profesją tą zajmowali się R. Gehrke przy ul. Człuchowskiej i Stroiński z Batorego. Przy czym Gerhke i Bonin z Gdańskiej zajmowali się również sprzedażą rowerów, a Bonin – dodatkowo maszynami do szycia.
W latach przedwojennych firma Alojzy Kęsik w swojej ofercie polecała usługi siodlarsko - tapicerskie, wykonywała usługi motoryzacyjne związane z wyściełaniem aut na zamówienie. Sprawy techniczno - ślusarskie można było zlecić firmie Ziemann „Warsztat mechaniczny i ślusarnia samochodów”, która jednocześnie była warsztatem reperacji maszyn do szycia i pisania, a specjalnością nie były naprawy samochodów, tylko otwieranie kas ogniotrwałych. „Usługi spawalne” prowadziła firma „Szyca” istniejąca do chwili obecnej. Było w Chojnicach przedstawicielstwo Singer Swing Machine Comp słynące z doskonałej jakości i nowatorskich jak na owe czasy rozwiązań stosowanych w maszynach do szycia.
Wertując dokumenty z lat międzywojennych co rusz natrafimy na ogłoszenia i reklamy będące odzwierciedleniem tamtej rzeczywistości, a jednocześnie pozwala nam to w pewnym stopniu przybliżyć miasto jakiego nie znaliśmy. M.in. wiemy, że miłośnicy kanarków dla swoich pupilków w karmę zaopatrywali się u niejakiego Huberta przy ul. Gdańskiej (nie mylić z drogerią), do ręcznych robót można było wynająć pracowników z firmy J. Grochowskiej przy ul. Człuchowskiej. Można było skorzystać z biura próśb i tłumaczeń J. Fonsa przy pl. Jagiellońskim. Do najbardziej znanych i cieszących się estymą należały pracownie fotograficzne, A. Góralskiego z ul. Dworcowej, Heyna z pl. Królowej Jadwigi. Ramy fotograficzne do zdjęć można było nabyć w fabryce „Fotorama” M. Krigera przy ul. Człuchowskiej. To właśnie dzięki ich działalności mamy bogato udokumentowany okres w dziejach naszego miasta w latach 1900 – 1939 r. Znajdowało się również laboratorium chemiczne prowadzone W. Korczyńskiego. Nie było najmniejszego problemu z prasą regionalną czy zleceniem druku. W tym omawianym przeze mnie okresie w Chojnicach ukazywały się m.in. Dziennik Pomorski, Konitzer Tageblatt, Lud Pomorski. Drukarnie zaś należały do A. Buchnera – Człuchowska, J. Schreibera również przy ul. Człuchowskiej.
Mieszkańcy korzystali z usług przedsiębiorstwa dorożkarskiego F. Cyry z pl. Piastowskiego, a przeprowadzki i usługi transportowe były w rękach F. Węgierskiego z ul. Batorego i T. Dorawy z Nowego Miasta. Dzisiaj już nikt nie pamięta i nie wie, że przy ulicy Prochowej znajdował się zakład… utylizacyjny – co obecnie byłoby nie do pomyślenia, a specjalistyczny sklep polecający skuteczne… muchołapki jak i packi do zwalczania much znajdował się przy ul. Gdańskiej, akcesoria wojskowe zaś można było nabyć w sklepie O. Weilanda przy ul. Dworcowej. Usługi świadczył jedyny w mieście wiatrak należący do B. Stolca, który widząc we wrześniu 1939 r. jak płonie trafiony pociskiem artyleryjskim – doznał ataku serca.
A to ciekawe…
W Chojnicach w latach międzywojennych nie brakowało przedsiębiorstw budowlanych. Do najbardziej znanych należały: J. Landowskiego, W. Lenca z Dworcowej, spółdzielnia z o.o. „Małe Osady”, M. Trzebiatowski – Ramy, Urzędnicza Spółdzielnia Budowlana z o.o. przy ul. Warszawskiej. Malarze pokojowi to fachowcy z najwyższej półki. Na brak pracy i zleceń nie narzekali – A. Brenk, I. Felskow, Koniecki, Kosobudzki, Lenz, Markiewicz i inni. Nie brakowało również handlarza starzyzną (odpowiednik antykwariatu) Był to S. Kubik z Ram oraz A. Szachtszneider z ul. Młyńskiej. Swojego przedstawiciela handlowego mieli także… pszczelarze, a akcesoriami handlował P. Gehrke mający sklepy tej branży przy ul. Dworcowej i Wysokiej. Z licznych ciekawostek warto wspomnieć o fabryce octu H. Wilkenhausena przy ul. Dworcowej, zakładach ogrodniczych K. Błaszczyka z Szosy Gdańskiej, L. Hove’go z Człuchowskiej, A. Lemkego z Mickiewicza i H. Martschinke z ul. Strzeleckiej. Komisowy handel domami należał do O. Pawłowicza z Młyńskiej, a materiały biurowe i piśmienne nabywano M. Bennewitza – Gdańska, J, Dziembowskiego z Gimnazjalnej, i M Rudnickich z ulicy Człuchowskiej.
Ówcześni mieszkańcy Chojnic w większości ogrzewali mieszkania za pomocą opału w tym głównie węgla kamiennego. Do najbardziej znanych większości mieszkańców miasta handlarzy opałem należeli – B. Landowski, A. Piotrzkowska z Dworcowej, P. Smeja, J. Stryszyk z Człuchowskiej i H. Wolf z Grobelnej. Warto jeszcze odnotować właścicieli ziemskich z Chojnic i okolicy. Byli to: R. Bartz, W. Bethke, K. Bussagahn, R. Dogs, J. Gatz, M. Różek, J. Stachnik i A. Tuchler.
Wystawowe klasy…
Podsumowaniem niniejszej publikacji niech będzie relacja z wystawy „Pokazy Chojnic” w 1937 r. w gmachu szkoły powszechnej. W ramach „Tygodnia Chojnic” otwarto tu po raz pierwszy wystawę. Terenem wystawy jest dziedziniec szkolny i kilkanaście klas. Bez lokalnej ambicji na wstępie podnieść należy inicjatywę, a przede wszystkim trud, z jakim komisja przygotowała pokazy. Mijamy wąską bramę prowadzącą na teren wystawy. Z daleka już słychać gwar, muzykę radiową, widać wystawców i zwiedzających krzątających się wokół stoisk. Na pierwszy ogień zwiedzamy „ciężki przemysł.”. Tuż w pierwszym gmachu na parterze chojnickie firmy wystawiły rowery, motocykle, maszyny do szycia, wirówki, aparaty radiowe, lampy itp. Najbogatsze i największe stoisko to firmy Dzwonkowskiego. Tuż obok znajduje znajduję się wystawa Pomorskiego Związku Pszczelarskiego. Obok sprzętu wszelkiego rodzaju i do wszystkich pszczelarskich prac, stoją słoje miodu nęcącego podniebienie czystością i złotym kolorem wzbudzając ogólne zaciekawienie, tak jak i ule obserwacyjne m.in. ul weselny ,do którego niedawno wprowadzono nową królową. Związek istnieje od 1889 r., obecnie jego członkowie posiadają 1800 pni pszczół.
Taniość blaszanego dachu…
Tuż znowu „ciężki przemysł”, najnowocześniejsze towary z dziedziny żelaznej i porcelanowej, wystawione przez firmę R. Stamm, nast. Parszyk, zatrzymują rzesze zwiedzających. Obok motory, akumulatory itp. na stoiskach firm T. Szyca i Rott. Dalej wyroby ślusarskie i kowalskie. Z uznaniem podnieść należy stoisko Fabryki Pilników Bleyera oraz stoisko zakładu blacharskiego p. Klanna. Wzór kościoła przedstawia taniość blaszanego krycia dachów. Na wyższym piętrze stoisk Szkoły Dokształcającej i fachowe wykresy wykonane przez kier. szkoły Raszke daje wiele ciekawych danych. Tuż za stoiskiem Tow. Hodowli Gołębi Pocztowych znajduje się improwizowana restauracja. Obok bufetu cud fachu cukierniczego. To stoisko cukierni R. Judka. Warto mu się bliżej przypatrzeć.
Olbrzymi tort jubileuszowy z ornamentacją przedstawiającą fragmenty miasta. Na marcepanie wykonano widoki ratusza, bramy człuchowskiej i innych. Zachwyt budzi plakieta marcepanowa, na której wykonano podobiznę Marszałka Józefa Piłsudskiego. Ta plakieta jednak do spożycia przeznaczona nie jest. Dalej marcepanowy herb miasta Chojnic i jeż z ciasta. Do drugiego gmachu przedostajemy się przez aulę szkoły, teren wystawy Krajowych Zakładów Opieki Społecznej jeden z najwięcej odwiedzanych. W drugim gmachu witają nas stoiska rzemiosła stolarskiego Potężnie przedstawia się szafa w stylu gdańskim wykonana przez zakład Bollego. Imponujące są wystawy tapicerskie z ich kanapami, tapczanami, wyrobami siodlarskimi i galanterią. Zajmują całą salę. Tu uwaga skupia się na wyrobach zakładu p. Kęsika – Chojnice (Młyńska).
Cuda i cudeńka…
Jak z bajki przedstawia się sala z eksponatami ogrodnictwa. Na środku sali trawnik ozdobiony kwiatami. Pod ścianami istne cuda, oko mile spoczywa na tych wspaniałościach, zwłaszcza na „rogu” zakładów miejskich przedstawiającym teren górzysty. Obok ciekawe dla rolnictwa eksponaty. I tak stoisko firmy J. Dullka ze wszystkimi odmianami zbóż i mąki, stoisko firmy „Lupinus”, wyrabiająca słodki łubin jedynej w Polsce tego rodzaju fabryki, eksponaty łuszczarni szyszek w Klosnowie. Sportowców pociąga stoisko stoczni łodzi p. Lahna z dobrze wykonanym kajakiem, sprzętem i namiotami. Stocznia p. Lahna wystarcza wyroby swoje do najdalszych zakątków Polski, jak wykazuje rozwieszona obok stoiska mapa reklamowa. W każdym wypadku na jeziorze charzykowskim łodzie z tej stoczni złożyły egzamin „dojrzałości”.
Z wystawy zakładów fryzjerskich zasługuje na podkreślenie stoisko salonu p. Jeziorskiego. Dalej stoisko złotnika p. Grossa z cackami bursztynowymi. Firma ta na Targach Poznańskich zdobyła odznaczenie. Do eksponatów z dziedziny kultury, sztuki, turystyki, fotografii warto zajrzeć. Tłumy ludzi zatrzymują się chętnie u stoiska Koła Gospodyń Wiejskich, gdzie podziwiamy cudowne hafty kaszubskie i stroje regionalne. Nie mniej wystawa p. dr Łukowicza z trofeami myśliwskimi, zdobytymi wyłącznie na terenie powiatu chojnickiego jest celem wszystkich zwiedzających. Na piętrze gazownia miejska, codziennie urządza reklamowe pokazy taniego gotowania na gazie. Co dziesiąty uczestnik pokazów otrzymuje bon na bezpłatnych 10 m. sześć. gazu. Zrozumiałym jest, że sala nie może pomieścić wszystkich zwiedzających. Nie brak i sali samorządu, gdzie dowiadujemy się o stanie naszych dróg, o dokonanych przez samorząd ulepszeniach i nowych drogach. Mapa plastyczna powiatu chojnickiego, chociaż już znana oblegana przez tłumy. A jeszcze jedna sala. Kredowy napis głosi, ze tu są stoiska organizacji społecznych. Otwieramy drzwi, a tu …pustka. Widzimy tylko na podłodze znaki odgradzające „teren” dla LOPP, czy PCK, ale miejsca świecą pustką. Jaka szkoda…"
W wielkim skrócie przedstawiłem okres lat międzywojennych w życiu codziennym miasta Chojnic – głównie skupiłem się na handlu oraz działaniom im pokrewnym. Moim zamierzeniem było przypomnienie, a tym samym ocalenie od zapomnienia wielu nazwisk kupców i rzemieślników, a także sklepów, z których (poza piekarnią Guentzla i firmie Szyca) żaden nie przetrwał do czasów współczesnych.
(Na podstawie ksiąg adresowych Polski i miasta Chojnice z lat 1927 – 1929, 1932, 1937. Archiwalnych wydań „Dziennika Chojnickiego” i „Dziennika Pomorskiego”. Ze zbiorów własnych). (red)